Przejdź do głównej zawartości

PieRUNskie CanGÓRY mają roczek czyli biegowe urodzinki na wesoło na Pszowskich Dołach

Grupa Biegowa z Pszowa obchodziła pierwszą rocznicę wspólnego biegania. A ja od kilku miesięcy, korzystając ze znajomości z Kaśką Fojcik, biegam okazjonalnie w ich barwach. Wiążąc ze sobą te dwa fakty, na tej niedzielnej imprezie nie mogło mnie zabraknąć.

Wyposażony w dwie mapy – topograficzną i rysunkową (tak Kaśka zapamiętałem – „skręć za żółtym domem”) dojechałem do parkingu usytuowanego w miejscu o nazwie „Pszowskie Doły”. 

Jak ten światek biegowy jest mały. Ledwo wyszedłem z samochodu, a już witałem się ze znajomymi z „Radlinioków w Biegu”, wodzisławskiej „Formy”, a dzięki Kasi i Madzi poznałem resztę ekipy „Pierunszczoków”. Przyznam się, że takiej organizacji imprezy, to organizatorzy różnych biegów mogą „Cangórom” pozazdrościć. Natomiast takiej profesjonalnej ekipy, która przyjechała specjalnym wozem i zrobiła wspólne zdjęcie na starcie, to jak długo biegam nigdy nie widziałem i chyba już nigdy nie zobaczę. Nic dziwnego, że do wspólnego zdjęcia wszyscy ustawili się prawie na baczność. Na pewno spytacie, co to za ekipa ? I tutaj odpowiem słowami mojej bardzo dobrej biegowej znajomej, nie wnikajcie i nie drążcie. A ci co byli, wiedzą o co chodzi i też pary z ust nie puszczą 😂.

A potem pierwszoroczniacy zabrali nas na biegową wycieczkę po pięknej trasie. Pogoda nam  sprzyjała. Było słonecznie, było mroźno i nie było wiatru. Czy można wymarzyć sobie piękniejszą biegową pogodę. Korzystaliśmy z okazji, aby pogadać, pośmiać się czy zrobić sobie niezliczoną ilość zdjęć.

A ja znowu, kolejny raz muszę powtórzyć to, co piszę ostatnio w swoich relacjach. Człowiek już na karku swoje lata ma, a nie wiedział że w okolicy, są tak wymarzone miejsca do biegania. Oczywiście Kaśka zapraszała mnie, żeby tu pobiegać (całe dwa razy), ale jakoś zawsze brakowało czasu. Dzisiaj się wybrałem i nie żałuję.

Na trasie spotkałem wszystko, czego taki trailowy wariat potrzebuje do biegania. Były fajne zbiegi, bardzo wymagające podbiegi, było sporo płaskich terenów, gdzie szło złapać oddech, wijące się strumyki i małe stawki i to wszystko w jednym miejscu. Mijaliśmy porośnięte Grodzisko, urokliwe miejsca z ławeczkami i leśne ambony, ale mijaliśmy także spore grono przypadkowych osób, które podobnie jak my, wybrali się w to klimatyczne miejsce.

Pomysł tej biegowej imprezy urodzinowej i nieśpieszne tempo sprzyjało rozmowom. Tyle ile ja się nagadałem, widząc same znajome twarze, to dawno nie pamiętam. A jak brakowało nam tematów, to zawsze dostarczała nam je Kaśka. Przyznam się, że na długo zapamiętam lekcję prawidłowego zbiegania, której nam udzieliła. Zaczynało się mniej więcej tak : Kaśka na górce, rozpoczyna się zbieganie, jej głośne „uwaga” i … w zasadzie ograniczę się tutaj tylko do stwierdzenia : Kaśka nigdy więcej tego nie powtarzaj, bo dojdzie do nieodwracalnego uszkodzenia elementów amortyzacyjnych 😂.

Na końcu tej biegowej wycieczki czekał nas podbieg, który nieźle dał nam popalić. Ale za to po przekroczeniu mety, na szyi każdego z nas zawisnął okazjonalny medal, a oczy i żołądek i tak już uciekały do stołu z bardzo smacznymi i słodkimi wypiekami domowej roboty 😋. Była też okazja do zrobienia sobie wspólnych zdjęć z pierwszoroczniakami. 

A na zakończenie można napisać jak w bajkach … a ja też tam byłem i ze wszystkimi szampana bezalkoholowego piłem.

PieRUNskie CanGÓRY wszystkiego dobrego, kolejnych takich rocznic. Dziękuję za zaproszenie i cieszę się, że miałem okazję Was wszystkich poznać.










































































Komentarze

Popularne posty z tego bloga

ULTRA BŁATNIA 24H CHARYTATYWNIE DLA KAZIA

  Ultra Błatnia 24 h miała swój mały jubileusz. Była to dziesiąta edycja i mój dziewiąty w niej udział. I zawsze, gdy potem piszę relację zauważam pewien fenomen, ale i paradoks. Ci sami organizatorzy (Madziu, Mati i Grzesiu – wybaczcie 😉, to nie jest przytyk), prawie ta sama trasa, w większości ci sami wariaci, którzy dwa razy do roku spotykają się przy słynnej wiacie w Jaworzu, nawet bufet tak samo doskonały 😋. A ja pisząc swoje wrażenia ze startu mam ten sam dylemat. Nie o czym tu znowu pisać, ale co wyrzucić, żeby relację zrobić krótszą, żeby nawet najwięksi fani mojego „talentu” wytrwali do końca opowiadania 😀. Nie inaczej było i tym razem. Mój przyjazd był w pewien sposób symboliczny. Koniec grudnia operacja łąkotki. Miesiąc później pierwszy asfaltowy start na „Dzikim Ultra”, tydzień później treningowe pohasanie z orgami po trasie biegu „Leśny Lament” (zawody 26 kwietnia) i wreszcie to co tygrysy (a może lwy😉) lubią najbardziej, kolejny tydzień i pierwsze górskie bieg...

ULTRA ZADEK - Dziki Orła Cień czyli 70 km na … kijkach

  Trzecia edycja Ultra ZADEK i mój trzeci w niej udział. O moich poprzednich startach w Key-Key napisałem już tysiące słów i pewnie teraz mógłbym napisać ponownie sążnistą relację. Ale całkiem niedawno przysłuchując się pewnej ważnej dla mnie dyskusji, ważnych dla mnie osób usłyszałem, że kluczowe jest … usystematyzowanie przekazu, cokolwiek to znaczy 😉. A dla Reclika znaczy to tyle, że z perspektywy trzech kolejnych startów można tę moją relację trochę … uporządkować, co nie znaczy, że stanie się przez to … krótsza 😀. Zdjęcie ze strony biegu  Stąd moi Drodzy Czytelnicy, cała prawda o ZADKU w … 15 punktach. Kolejność nie ma znaczenia, a może i … ma 😉. 1.     WYŻYWIENIE czyli zaczynamy od sprawy najważniejszej. Na te zawody nie trzeba brać niczego do jedzenia i mówi Wam to ... Reclik. Nie potrafię ogarnąć do końca proporcji między zadkowym bieganiem a zadkowymi bufetami 🤔😉. A w zasadzie co na ZADKU czemu służy 😂. Idealne rozmieszczenie bufetów co 10 kilometr...

ULTRA BŁATNIA 24H DLA KSAWEREGO

  Moja kolejna relacja z Błatniej. I pewnie myślicie co nowego można napisać z imprezy, która odbywa się dwa razy do roku i na której od wielu lat się bywa ? A ja niezmiennie odpowiadam, zawsze mam potężne dylematy co pominąć, co skrócić, bo tak wiele się dzieje. I zawsze straszę Magdalenę, Mateusza i Grzegorza, że zostanę tu kiedyś pełną dobę i napiszę … epicką relację 😱😂. I Oni zawsze słuchają tej mojej zapowiedzi z przerażeniem w oczach. I bynajmniej nie martwią się rozmiarami mojej opowieści, ale tym, czy ten dobrze zaopatrzony bufet byłby w stanie wytrzymać moje wizyty przez całą dobę 😂😋. Nie uwierzycie, ale robiąc te kilometry na poszczególnych pętlach, przyplątała się do mnie pewna szlagierowa piosenka zespołu Baciary, którą usłyszałem na jakimś plenerowym festynie poprzedzonym biegiem. Przyplątała się i odczepić nie mogła 😉. I już oczyma wyobraźni słyszę te głosy oburzenia – Reclik ty słuchasz takich piosenek ? 😱 A ja zawsze zastanawiam się jak to możliwe, że pios...