Przejdź do głównej zawartości

Półmaraton na Nowy Rok

Na początku mała dygresja. Staram się biegać 3-4 razy w tygodniu. Nie ma w tym żadnego planu, wyrobienia jednostki treningowej itp. Po prostu w zależności od nastroju, ochoty czy współobecności biegowych towarzyszy latam sobie jednorazowo od 10 do 40 km. Nie pisałem i nie będę pisał z takich pobiegań osobnych sprawozdań. Jednak niekiedy robię wyjątki, tak jak dzisiaj, gdy w towarzystwie dobrych znajomych postanowiliśmy uczcić Nowy Rok, nie fajerwerkami, które wywołują strach wśród naszych czworonożnych przyjaciół, ale przebiegnięciem półmaratonu.

Fajnie jest zacząć Nowy Rok w gronie przyjaciół. Punktualnie o 15.00 w towarzystwie Ewy i Darka oraz  z Markiem jako przewodnikiem pobiegliśmy z Paproci w kierunku Ochojca, Lipek i Rud. Tempo konwersacyjne, zaś rześka pogoda sprzyjała takiemu sympatycznemu, leniwemu wejściu w Nowy 2021 Rok. Powitało nas słoneczko, a pożegnał mrok i chłód.

To nie miał być wyścig z czasem, bo i po co. Mogliśmy do woli podziwiać uroki rudzkich lasów. Pogadać na wszystkie możliwe tematy, a ja … no cóż, czując za plecami obecność znajomych, którzy nigdy się w tych lasach nie zgubili, mogłem sobie do woli hasać w różnych leśnych zaułkach. Trzeba przyznać, że z boku wyglądało to trochę śmiesznawo i co niektórzy napotkani spacerowicze, zwracali na mnie uwagę, ale Marek i Darek przekonująco tłumaczyli, że to nie jest spóźniony powrót z Sylwestra, tylko ten typ tak ma.

Mnie oczywiście wyszedł ostatecznie półmaraton z hakiem. I to jest dobry prognostyk na zbliżający się sezon. Bo ci którzy mnie znają wiedzą, że ja lubię przestrzeliwać dystanse.

Dwa tygodnie temu biegłem tą trasą z Markiem w środku nocy. Wtedy był lekki mrozik, a śnieg skrzypiał pod butami. Dzisiaj po śniegu nie było już ani śladu, za to błota było pod dostatkiem.

I znowu, tak jak wtedy, jednym z mijanych na trasie miejsc były Lipki. Przyznam, że zastanawia mnie historia tego urokliwego miejsca. Przydrożny krzyż, ławeczka, drewniana tablica z nazwą i przebiegające obok tory kolejki wąskotorowej.  

A potem już wbiegnięcie do Rud i parę zdjęć na wyremontowanym, ładnie podświetlonym moście. To  był w zasadzie jedyny odcinek, gdzie biegliśmy asfaltem. Mijając domy mogliśmy pozachwycać się ozdobami świątecznymi. Czegóż tam nie było – podświetlone domostwa, kolorowe choinki czy nawet wielkie świecące bałwany.

Ostatnie trzy kilometry to już droga przez las do Paproci. Wtedy to wydałem radosny okrzyk, który Marek określił mianem „rykowiska”, na wieść o tym, że Ewa o nas nie zapomniała. Nazwa grupy przecież zobowiązuje i w samochodzie czekały na nas, przygotowane przez Ewę, przepyszne przysmaki. Przekąski jej autorstwa, mówię Wam, palce lizać, a gdy do tego dodać własnej roboty wzmacniające izotoniki … Z wiadomych względów, nie wszystkiego mogłem spróbować, bo to mnie przypadła rola kierowcy. Ale co się odwlecze to nie uciecze. Przed nami kolejne takie biegowe zabawy, pozbawione rywalizacji czy innych tego typu niezdrowych sensacji. Jest za to mnóstwo dobrego humoru i bardzo pozytywnej energii, którą się wzajemnie zarażamy.

A na koniec pozdrawiamy znajomych, którzy biegali dzisiaj w Chorzowie Cyborga - naszego klubowego kolegę - Irka, który przebiegł maraton oraz Izę, Kasię i dwóch Wojtków.
















 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

ULTRA BŁATNIA 24H CHARYTATYWNIE DLA KAZIA

  Ultra Błatnia 24 h miała swój mały jubileusz. Była to dziesiąta edycja i mój dziewiąty w niej udział. I zawsze, gdy potem piszę relację zauważam pewien fenomen, ale i paradoks. Ci sami organizatorzy (Madziu, Mati i Grzesiu – wybaczcie 😉, to nie jest przytyk), prawie ta sama trasa, w większości ci sami wariaci, którzy dwa razy do roku spotykają się przy słynnej wiacie w Jaworzu, nawet bufet tak samo doskonały 😋. A ja pisząc swoje wrażenia ze startu mam ten sam dylemat. Nie o czym tu znowu pisać, ale co wyrzucić, żeby relację zrobić krótszą, żeby nawet najwięksi fani mojego „talentu” wytrwali do końca opowiadania 😀. Nie inaczej było i tym razem. Mój przyjazd był w pewien sposób symboliczny. Koniec grudnia operacja łąkotki. Miesiąc później pierwszy asfaltowy start na „Dzikim Ultra”, tydzień później treningowe pohasanie z orgami po trasie biegu „Leśny Lament” (zawody 26 kwietnia) i wreszcie to co tygrysy (a może lwy😉) lubią najbardziej, kolejny tydzień i pierwsze górskie bieg...

ULTRA ZADEK - Dziki Orła Cień czyli 70 km na … kijkach

  Trzecia edycja Ultra ZADEK i mój trzeci w niej udział. O moich poprzednich startach w Key-Key napisałem już tysiące słów i pewnie teraz mógłbym napisać ponownie sążnistą relację. Ale całkiem niedawno przysłuchując się pewnej ważnej dla mnie dyskusji, ważnych dla mnie osób usłyszałem, że kluczowe jest … usystematyzowanie przekazu, cokolwiek to znaczy 😉. A dla Reclika znaczy to tyle, że z perspektywy trzech kolejnych startów można tę moją relację trochę … uporządkować, co nie znaczy, że stanie się przez to … krótsza 😀. Zdjęcie ze strony biegu  Stąd moi Drodzy Czytelnicy, cała prawda o ZADKU w … 15 punktach. Kolejność nie ma znaczenia, a może i … ma 😉. 1.     WYŻYWIENIE czyli zaczynamy od sprawy najważniejszej. Na te zawody nie trzeba brać niczego do jedzenia i mówi Wam to ... Reclik. Nie potrafię ogarnąć do końca proporcji między zadkowym bieganiem a zadkowymi bufetami 🤔😉. A w zasadzie co na ZADKU czemu służy 😂. Idealne rozmieszczenie bufetów co 10 kilometr...

ULTRA BŁATNIA 24H DLA KSAWEREGO

  Moja kolejna relacja z Błatniej. I pewnie myślicie co nowego można napisać z imprezy, która odbywa się dwa razy do roku i na której od wielu lat się bywa ? A ja niezmiennie odpowiadam, zawsze mam potężne dylematy co pominąć, co skrócić, bo tak wiele się dzieje. I zawsze straszę Magdalenę, Mateusza i Grzegorza, że zostanę tu kiedyś pełną dobę i napiszę … epicką relację 😱😂. I Oni zawsze słuchają tej mojej zapowiedzi z przerażeniem w oczach. I bynajmniej nie martwią się rozmiarami mojej opowieści, ale tym, czy ten dobrze zaopatrzony bufet byłby w stanie wytrzymać moje wizyty przez całą dobę 😂😋. Nie uwierzycie, ale robiąc te kilometry na poszczególnych pętlach, przyplątała się do mnie pewna szlagierowa piosenka zespołu Baciary, którą usłyszałem na jakimś plenerowym festynie poprzedzonym biegiem. Przyplątała się i odczepić nie mogła 😉. I już oczyma wyobraźni słyszę te głosy oburzenia – Reclik ty słuchasz takich piosenek ? 😱 A ja zawsze zastanawiam się jak to możliwe, że pios...