A mówią, że trzynastka jest
pechowa. A ja właśnie 13 stycznia skorzystałem z zaproszenia Arka - którego miałem szczęście poznać podczas przedsylwestrowego biegu na Orłową i
Równicę - i wraz z jego znajomymi
pobiegliśmy wieczorem na Klimczok i … od razu zaznaczam był to bardzo udany
wieczór.
Człowiek niekiedy długo myśli nad jakimś
startem czy wyjazdem, a tutaj cała akcja zamknęła się w 24 godzinach. Wczoraj
przeczytałem, że Arek planuje pobiegać w ramach „Wyzwanie na Klimczok Ultra
Beskid Sport, Decathlon BB Styczeń 2021” i ... moje ADHD nie pozwoliło mi
patrzeć na to bezczynnie 😉. Krótka rozmowa i już w środowy wieczór wraz ze
znajomymi Arka zameldowałem się w Brennej.
Mimo, że byłem zupełnie nowy,
zostałem bardzo fajnie przyjęty, tym bardziej że to ja jako pierwszy pojawiłem
się w miejscu spotkania. I nie ukrywam, że pewna niepewność była, czy aby na
pewno znalazłem się we właściwym miejscu o właściwej porze 😂.
Krótka rozgrzewka i pognaliśmy do
góry. Wrażenie takiego biegania jest niesamowite. Wiatr, padający non stop
śnieg, głucha cisza i my przecierający zasypane szlaki. Oczywiście raczki
nieodzowne, gdyż lód zalegający pod grubą warstwą śniegu był bardzo zdradliwy i
dwa akrobatyczne upadki wśród nas były, ale na szczęście obyło się bez
konsekwencji.
Trzymałem się z przodu i powiem
Wam, że gdy się odwracałem, to widoku małych światełek biegnących pod górę nie
odda żadne zdjęcie czy film. Było w tym coś takiego baśniowego i chciało by się
rzec – chwilo trwaj. I teraz rozumiem Mariusza i jego pasję do latania nocą w
górach, przy okazji pozdrawiam Ciebie i Beatę.
I tak trochę biegnąc, trochę truchtając i dużo brnąc w śniegu dotarliśmy pod szczyt i … tutaj nie wiedzieć czemu, ja chciałem pobiec w przeciwnym kierunku 😂 , na szczęście zostałem w porę zawrócony. Cóż w okolice zamieszkania Arka i jego znajomych nie dotarła jeszcze legenda o mojej orientacji w terenie 😂.
Samo podejście na szczyt okazało
się dosyć wymagające 😅. Wiatr zrobił się mocniejszy, śnieg mocno zacinał w twarz,
a moja założona na usta bufka zwyczajnie zamarzła od oddechu. A widoczność była bliska zeru. Ale za to na szczycie małe zaskoczenie. Okazało się, że na pomysł
wieczornego wejścia na Klimczok w środku tygodnia wpadło sporo osób, a nawet …
pies. Wszyscy zgromadzili się obok specjalnego zeszytu, gdzie każdy mógł swoim
podpisem udokumentować obecność na szczycie w ramach „Wyzwania na Klimczok”.
Chwila rozmowy ze spotkanymi
osobami i Arek zarządził powrót. I to zbieganie wcale się do łatwych nie
zaliczało. Staraliśmy się biec, ale poza lodem, pewnym problemem okazały się
luźne kamienie, które schowane pod śniegiem, powodowały że niekiedy stopy nam
się lekko wykręcały. Na szczęście obyło się bez kontuzji. I tak biegnąc czy
może truchtając dotarliśmy do miejsca naszego startu.
Będę ten spontaniczny wypad
wspominał bardzo miło. Ludzie, których większość widziałem po raz pierwszy,
okazali się fajnymi osobami, z którymi na trasie szło pogadać na różne biegowe
tematy (wysłuchałem opowieści o jednym z biegów i w zasadzie przekonałem się
do startu w nim 😀).
Specjalne podziękowania chciałem
złożyć Arkowi. Dziękuję za zaproszenie, za bardzo fajny pomysł na tę biegową
wycieczkę, ale przede wszystkim chciałbym podziękować za to, że wziąłeś na
swoje barki odpowiedzialność za całą naszą wesołą czeladkę. Oprócz biegu na
Klimczok i z powrotem, kilka razy przebiegłeś wzdłuż i wszerz naszej grupy, sprawdzając czy w tych ciemnościach nikt się nie zagubił, czy wszyscy mają sprawny
sprzęt i czy nikomu nic nie dolega. Niby to są małe gesty, ale wierz mi zostały
przez nas zauważone i docenione.
Pozdrawiam całą ekipę dzisiejszych biegaczo-kijkarzo-truchtaczy i liczę na kolejne spotkania i wyzwania w Waszym gronie.
Komentarze
Prześlij komentarz