Przejdź do głównej zawartości

V Bieg Dookoła Radlina



Zacznę tak trochę nietypowo. Ileż ja się naobiecywałem Sylwii Krause, że wybiorę się do niej i Darka i biegowo pozwiedzamy Radlin. I zawsze coś wypadało, a to przecież rzut beretem od Rybnika.

Było mi już normalnie aż wstyd i wtedy … nagle, znienacka i niespodziewanie ruszyły zapisy na V BDR Bieg Dookoła Radlina 2021 i tak jak się nagle zaczęły, tak po 13 minutach się zakończyły.

Lista pełna, ale nadzieja się tliła, bo tam przecież zapisywali się biegacze, kijkarze i rowerzyści, a ja jestem „piszącym koneserem truchtania z nutką szaleństwa”😉, więc jakoś nie mogłem dopasować się do któreś z tych kategorii. Skontaktowałem się z Sylwią, która uwzględniła moją reklamację i w ramach przeprosin zaproponowała mi bieg w grupie, w której Ona była kapitanem. Taką postawę Organizatorów to ja rozumiem i w pełni doceniam. Grupa miała numer 5, więc szybko dla Sylwii zaproponowałem hasło „just five”, które stało się naszym okrzykiem bojowym 😅.


Po dwunastej zameldowałem się na Placu Radlińskich Olimpijczyków, które było miejscem zbiórki wszystkich uczestników, ale bardziej prawidłowo będzie jak napiszę – wszystkich dobrych przyjaciół i znajomych, bo w zasadzie łatwiej byłoby mi napisać kogo tam nie znałem. Oczywiście prym wiedli Organizatorzy czyli przesympatyczna grupa biegowa „Radlinioki w Biegu”.








Jeszcze się do końca ze wszystkimi nie przywitałem, a już Sylwia kazała mi losować nagrodę niespodziankę. Szczęście w losowaniu mam średnie, stąd poprosiłem Kaśkę ze „Smaków Życia” czy „Smaków Remontów” (sam się pogubiłem 😂), żeby wylosowała za mnie. I tym sposobem stałem się szczęśliwym posiadaczem – wieszaka na medale. Irek, którego też spotkałem w Radlinie stwierdził, że jeszcze takie trzy wieszaki i może mi się wszystkie medale zmieszczą 😃.



Potem jeszcze sympatyczny prezent dla Darka Krause od zaprzyjaźnionej grupy „PieRUNskie CanGÓRy” i powitanie przez Panią Burmistrz, która dokonała honorowego startu.





Oczywiście był też komunikat techniczny Darka wraz z zapoznaniem nas z trasą. Jednak jakoś tego do końca nie przyswoiłem, tracka nie wgrywałem. Miałem swoje naczelne hasło skierowane do mojej Pani Kapitan Sylwii – „wzięłaś mnie do grupy, to się ze mną męcz” 😂.

Tak więc po 13 minutach zapisów, 13 czerwca o godzinie 13 minut 13 (ale kumulacja szczęśliwych liczb), ruszyliśmy – dla mnie – w nieznane.

Grupę mieliśmy najlepszą z możliwych, dopasowaną idealnie do takiej biegowej imprezy, gdzie liczył się przede wszystkim dobry humor i fajna zabawa. Nie musieliśmy się też śpieszyć, bo lecieliśmy jako ostatnia ekipa. A grupa przed nami wcale nie narzucała jakiegoś szaleńczego tempa.





Stąd mogliśmy do woli żartować i nie martwić się o trasę, bo o to dbała nasza wspaniała Kapitan. Chociaż raz tylko spuściła nas z oka i … pooolecieliśmy w nieznanym nam kierunku, ale szybko zostaliśmy przywołani do porządku.

Jaka to była trasa ? Taki Radlin w pigułce. Zieleń przeplatająca się z ciężkim przemysłem. 





Nowe domy jednorodzinne i stare osiedla górnicze. Trochę podbiegów i zbiegów, trasy asfaltowe i trailowe.





Wyszło 16 kilometrów czyli taki dystans dla każdego, ale dla mnie zdecydowanie za krótki, aby z każdym zamienić chociaż kilka zdań. Mnie oczywiście najbardziej podobały się te fragmenty trasy, które biegły lasami i polami … i nawet udało mi się spotkać odcinki tak ulubionego błotka.






Bardzo szybko wyszło także, że podział na grupy był bardzo umowny. Kilka przystanków na orzeźwiające bufety i wspólne zdjęcia - i stworzyliśmy wielką, blisko stuosobową biegową rodzinę.




Organizacja pierwsza klasa. Strażacy sprawnie blokowali nam drogi, podczas ich przekraczania. Na zasadzie „co ja nie dam rady” udało mi się pokonać „na przimo” poletko pokrzyw. Zawitaliśmy nawet na chwilę do mojego rodzinnego Rybnika, aby odwiedzić Zabytkową Kopalnie „Ignacy”.



I jedynie musieliśmy czekać przed przejazdem kolejowym na przejeżdżający właśnie pociąg – przez co życiówkę szlag trafił, a tak się nastawiałem na rekord trasy 😂.




Na krótko przed zakończeniem biegu, burzą oklasków pozdrowiliśmy najmłodszego i najstarszego (na szczęście nie mnie 😃) uczestnika biegu.


Bieg zakończyliśmy tam gdzie go rozpoczynaliśmy czyli na Placu Radlińskich Olimpijczyków. A tam już czekały na nas medale, owoce i słodkości. No i czas na kolejne wesołe rozmowy.

Na zakończenie muszę parę słów poświęcić na podziękowania.

Sylwia i Darek i przy okazji cała grupa „Radlinioki w Biegu” - jesteście niemożliwi, róbcie tak dalej, nie zatrzymujcie się ani na milimetr w Waszych szalonych pomysłach.


Dziękuję wszystkim tym, którzy zadbali o nasze bezpieczeństwo i … żołądki (nie wiem co ważniejsze 😉). Spisaliście się tak jak numer mojej grupy czyli na piątkę 👏 czyli na najwyższą ocenę, bo ja pochodzę z takiej epoki, gdy to były najlepsze oceny.

Wszystkim znajomym i przyjaciołom, którzy uczestniczyli ze mną w tym biegu. Dziękuję za Wasze towarzystwo, za wspaniale spędzony czas i przepraszam za moje głośne gadulstwo. Agata, a Ciebie długo zapamiętam, tę niewyjaśnioną historię z Wyspą … 😂

Specjalne podziękowania dla Sylwii Krause 👏. Tak długo dogadywaliśmy się co do wspólnego startu, że teraz jak znalazłem się w Twojej grupie i starałem się nie odstępować Cię na krok, to myślę że będziesz teraz potrzebować dłuższego odpoczynku od naszego kolejnego wspólnego biegu. Ale może się mylę 😉. Sylwia dzięki za doprowadzenie mnie od startu do mety, podzielenie się ciekawostkami dotyczącymi Radlina i pokazanie szkoły, w której uczysz. I do zobaczenia.





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

ULTRA BŁATNIA 24H CHARYTATYWNIE DLA KAZIA

  Ultra Błatnia 24 h miała swój mały jubileusz. Była to dziesiąta edycja i mój dziewiąty w niej udział. I zawsze, gdy potem piszę relację zauważam pewien fenomen, ale i paradoks. Ci sami organizatorzy (Madziu, Mati i Grzesiu – wybaczcie 😉, to nie jest przytyk), prawie ta sama trasa, w większości ci sami wariaci, którzy dwa razy do roku spotykają się przy słynnej wiacie w Jaworzu, nawet bufet tak samo doskonały 😋. A ja pisząc swoje wrażenia ze startu mam ten sam dylemat. Nie o czym tu znowu pisać, ale co wyrzucić, żeby relację zrobić krótszą, żeby nawet najwięksi fani mojego „talentu” wytrwali do końca opowiadania 😀. Nie inaczej było i tym razem. Mój przyjazd był w pewien sposób symboliczny. Koniec grudnia operacja łąkotki. Miesiąc później pierwszy asfaltowy start na „Dzikim Ultra”, tydzień później treningowe pohasanie z orgami po trasie biegu „Leśny Lament” (zawody 26 kwietnia) i wreszcie to co tygrysy (a może lwy😉) lubią najbardziej, kolejny tydzień i pierwsze górskie bieg...

ULTRA ZADEK - Dziki Orła Cień czyli 70 km na … kijkach

  Trzecia edycja Ultra ZADEK i mój trzeci w niej udział. O moich poprzednich startach w Key-Key napisałem już tysiące słów i pewnie teraz mógłbym napisać ponownie sążnistą relację. Ale całkiem niedawno przysłuchując się pewnej ważnej dla mnie dyskusji, ważnych dla mnie osób usłyszałem, że kluczowe jest … usystematyzowanie przekazu, cokolwiek to znaczy 😉. A dla Reclika znaczy to tyle, że z perspektywy trzech kolejnych startów można tę moją relację trochę … uporządkować, co nie znaczy, że stanie się przez to … krótsza 😀. Zdjęcie ze strony biegu  Stąd moi Drodzy Czytelnicy, cała prawda o ZADKU w … 15 punktach. Kolejność nie ma znaczenia, a może i … ma 😉. 1.     WYŻYWIENIE czyli zaczynamy od sprawy najważniejszej. Na te zawody nie trzeba brać niczego do jedzenia i mówi Wam to ... Reclik. Nie potrafię ogarnąć do końca proporcji między zadkowym bieganiem a zadkowymi bufetami 🤔😉. A w zasadzie co na ZADKU czemu służy 😂. Idealne rozmieszczenie bufetów co 10 kilometr...

10. Jubileuszowy BIEG O ZŁOTĄ SZYSZKĘ

  Wstyd mi to przyznać, ale co roku na „Bieg o Złotą Szyszkę” wybierałem się jak sójka za morze. Zawsze coś stawało na przeszkodzie, abym pojawił się na starcie tego biegu, którego start zlokalizowany był w Bystrej - urokliwej miejscowości w Beskidzie Śląskim. Wreszcie postanowione, na dziesiątej, jubileuszowej edycji nie może mnie zabraknąć 😀. Gdy wyjeżdżałem rano z Rybnika, termometr wskazywał tylko cztery stopnie na plus, ale ostre słońce i błękitne niebo zwiastowały piękną pogodę. Gdy GPS pokazywał niecały kilometr do biura zawodów, zaparkowane gęsto samochody były najlepszym dowodem na to, że poruszam się we właściwym kierunku 😀.  Swoje pierwsze kroki skierowałem przed Hotel Magnus Resort. Byłem w Bystrej pierwszy raz w życiu, ale dokładnie trzydzieści lat temu, w tym miejscu, kręcony był finał teleturnieju organizowanego przez TVP Katowice „Matka i Córka”, w którym wystąpiły ... moja teściowa i moja żona. Ciekawe, czy ktoś pamięta jeszcze ten teleturniej ? Stąd przed...