Przejdź do głównej zawartości

M1 BIEG SYLWESTROWY I NOWOROCZNY KAC BIEG CHARYTATYWNY

 

Ostatni dzień starego roku i pierwszy dzień nowego to dni szczególne. Każdy z nas stara się je spędzić w sposób radosny i bezstresowy, ale jednocześnie zastanawiając się co przyniesie Nowy Rok. U mnie były to dwa biegowe dni 😅. Ale imprezy, w których uczestniczyłem były wyjątkowe. Każda z nich służyła zebraniu środków dla ratowania życia i zdrowia dwójki dzieci. Obecność na takich biegach kolejny raz udowodniła mi jak cenne jest zdrowie, jak wiele różne instytucje mają w tym temacie do zrobienia i jak wielkie są nasze serca, aby nieść pomoc innym.

31 grudnia 2021 M1 BIEG SYLWESTROWY CZĘSTOCHOWA

Bieg, który miał swój start w samo południe ostatniego dnia roku, tak naprawdę rozpoczął się dla mnie dużo wcześniej. W momencie, w którym organizator zorganizował licytację numeru 1 z przeznaczeniem na ratowanie życia ciężko chorej Agatki Kuberskiej walczącej z nowotworem mózgu. Do tego momentu był to dla mnie jeden z wielu sylwestrowych biegów. Ale wtedy postanowiłem powalczyć o tę „jedynkę”. Tak sobie pomyślałem, że jakoś nic w tym roku nie wygrałem (aż dziwne nieprawdaż 😉😂), więc może chociaż rok zakończę mocnym biegowym akcentem. I stało się. WYGRAŁEM 👏. I mogłem dumnie wystartować z numerem jeden na bluzie. Nawet nie wiecie jakie to uczucie. Uczucie, którego nie zastąpi nie wiadomo jaka życiówka czy miejsce na pudle.


Odbierając pakiet startowy otrzymałem specjalne podziękowania od wolontariuszy prowadzących zbiórkę i mogłem udać się na miejsce startu, którym była wydzielona część parkingu Centrum Handlowego M1 w Częstochowie. Coś muszę zrobić z tą orientacją w terenie, bo niewiele brakowało, a zgubiłbym się na tym olbrzymim parkingu 😉😂. Ale jak już wszystko opanowałem to mogłem w spokoju przygotowywać się do startu. W ramach przygotowań zrobiłem sobie solidną rozgrzewkę, bo jakoś wszyscy wokół się ruszali, to głupio było samemu stać jak kołek nieruchomo w środku 😉😅.



Przygotowano dla nas trasy o długości 5 km i 10 km (dwie pętle), ale czego na tych trasach można się było spodziewać, to już było dla mnie pewną zagadką. Bardzo wesoły prowadzący, w bardzo zabawny sposób zachęcał nas do rozgrzania się oraz opowiadał, co przewidziano dla zwycięzców poszczególnych biegów oraz jakie nagrody otrzymają biegacze, którzy zajmą odpowiednio 22, 32 i … ostatnie miejsce 😉. Dlaczego akurat takie ? Aby znać odpowiedź na to pytanie, to trzeba było być ze mną na miejscu 😀. Ale dla mnie pytanie było inne, jak wstrzelić się odpowiednio w te 22 i 32 miejsce ? Bo co jak co, ale zwycięstwo mi nie groziło, a chętnych na zajęcie tych ostatnich miejsc było pod dostatkiem 😉😂.

I wreszcie w samo południe, na dźwięk syren, blisko 200 zawodników, a wśród nich ja poleciało w nieznane. Próbowałem sobie przypomnieć kiedy ostatnio biegłem mierzalny bieg na 10 km i jakoś nic nie przychodziło mi do głowy. Ale nie ma się co zastanawiać, trza gnać 😅. Trasa nie była w żaden sposób skomplikowana, ale taka też powinna być, gdy ma się do czynienia z biegiem nastawionym bardziej na pomaganie i niezłą zabawę. Po opuszczeniu parkingu wlecieliśmy na bardzo szeroką asfaltową aleję, na której, co jakiś odcinek czuwali wolontariusze. Lekko pofałdowana trasa i w sumie fajna pogoda, daleka od ostatnich mrozów, sprawiały, że biegło się bardzo przyjemnie. Jednak w pewnym momencie aleja się kończyła i czekała nas długa nawrotka w lesie, a tam błota po pas 😅. Było ślisko, było miękko, było mokro czyli moje ulubione klimaty 😉. Słowem trzeba było biec ostrożnie i najlepiej nie wyprzedzać. Jak ktoś tego nie zrozumiał, to zadbał o to patrol policyjny, który akurat na skraju lasu ustawił swój radiowóz. Powrót następował tą samą trasą, ale drugą częścią alei. I potem już prościutko do mety, ale dla mnie do półmetka trasy i punktu pomiarowego.



Jak już zapoznałem się z trasą, to na drugiej pętelce mogłem przestać patrzeć pod nogi, a bardziej skupić swą uwagę na tym co mijam po drodze (np. tężnię), no i oczywiście podziękować wolontariuszom za czuwanie nad nami na trasie. Z niektórymi przybijałem „piątki”, a z niektórymi zrobiłem sobie pamiątkową fotkę. Słowem bawiłem się, tak jak to mam w zwyczaju 😉😀.



Jakież było moje zdziwienie, gdy zegar na mecie pokazał mi, że 10 kilometrów pokonałem w czasie 47 minut. Ja wiem, że to dla szybkobiegaczy żaden wynik. Ale ja jestem koneserem truchtania i to jeszcze robiącym zdjęcia na trasie 😉. Dla pewności zerknąłem na rękę, ale zegarek wskazywał dokładnie to samo. No cóż musiałem to wziąć na klatę 😉. Ale po głębszej analizie znalazłem dwie przyczyny tego stanu rzeczy - na ultra w górach jest dużo spokojniej i tutaj na trasie nie było bufetów 😉😂.

W radosnym podskoku minąłem linię mety, odebrałem medal i podziękowałem mojemu imiennikowi, a zarazem organizatorowi z firmy PRO-RUN za profesjonalną organizację wydarzenia.



I praktycznie mogłem udać się do samochodu. Ale jeszcze przed tym, doszło do spotkania na szczycie. Wspólnie z Michałem i Dorotą, którzy mieli odpowiednio numery startowe 2 i 3 zrobiliśmy sobie pamiątkową fotkę.

Rzuciłem także okiem na puchary, które przygotowane były na dekorację zwycięzców, ale jakoś tak bez cienia zazdrości, gdyż ja swoje wielkie i zaszczytne zwycięstwo dziś odniosłem 👍💓.


A na koniec mijając ostatni z banerów zrobiłem sobie zdjęcie, którego przesłanie towarzyszyć mi powinno przez cały 2022 rok, ale myślę sobie, że także każdemu z nas 😀.

1 stycznia 2022 NOWOROCZNY KAC BIEG CHARYTATYWNY

Na temat moich pobiegań na Pszowskich Dołach przy okazji różnych wydarzeń napisałem już kilka relacji. Jednak cały czas zaskakuje mnie fenomen tego miejsca. Wiele różnorakich tras, kapitalna rzeźba terenu, ciekawostki historyczno-przyrodnicze wszystko to sprawia, że zawsze z niekłamaną przyjemnością przyjmuję zaproszenia, aby pobiegać w tym miejscu 👍😅.

Tym razem okazja była wyjątkowa - ultras pełną gębą czyli Maciek zaprosił nas na organizowaną przez siebie imprezę biegową, z której całkowity dochód przeznaczony został na leczenie Wojciecha Bartków.

W bojowym nastroju i świetnych humorach obraliśmy kierunek na Pszów. Powiedzieć, że nasza podróż obfitowała w przygody, to jak gdyby nic nie powiedzieć 😉😱. Ale jak to mówią „biegacze-automobiliści” - co było na szosie zostaje na szosie 😉😂. I tego się trzymajmy.

A na miejscu same znajome twarze. Zaczynam łapać się na myśleniu, że gdy w mojej okolicy kroi się ciekawe biegowe wydarzenie, z góry mogę założyć, że pewnych osób nie może tam zabraknąć. Aż chciałoby się zacytować kwestię śp. Witolda Pyrkosza „Duńczyka” z „Vabanku” – „Wiedziałem, że jak żyje to przyjdzie” 😂. Gorących powitań i jeszcze gorętszych życzeń noworocznych było bez końca. Zdjęcia w specjalnej ramce i zdjęcia grupowe, aż Maciek w końcu zapytał czy my tak w ogóle wystartujemy i na ile ? 😉 Bo tras było bez liku. Krakowskim targiem ustaliliśmy dystans na około 12 kilometrów tempem biegowo-turystyczno-konwersacyjno-śmiesznym 😅. Wszak w dniu takim jak dzisiejszy, liczyła się przede wszystkim dobra zabawa i pomoc na wsparcie leczenia Wojtka.




Niby impreza miała zamkniętą listę uczestników, ale jak zawsze, ktoś tam tylko na chwilę wpadł, ten niby kogoś zawiózł i został, a jeszcze inny przyszedł tylko zrobić zdjęcie 😉😅😂. I tym sposobem w blisko 50-osobowym składem ruszyliśmy na trasę. 





Los się nad nami zlitował i wyjątkowo trafiliśmy na okienko pogodowe, w którym nie padał deszcz. Maciek wybrał dla nas trasę bardzo urozmaiconą. Było trochę podbiegów, trochę zbiegów, trochę miejsc postojowych. Ale było coś co spajało te wszystkie miejsca – wszechobecne błoto w rozmiarze XXL. Już po pierwszym kilometrze wszyscy wyglądali tak, jak gdyby ukończyli co najmniej „Rzeźnika” 😉. Oczywiście, jak to mówią, królowa była tylko jedna – Ela. Zachodziłem w głowę, jak Ona nabrała na siebie takie ilości błota. Ale jak mi wytłumaczono, Ela jako właścicielka salonu kosmetycznego po prostu ćwiczyła na sobie błotną kurację 😉😂.




Niby tempo rekreacyjne, ale te kilometry upływały mi wyjątkowo szybko. Nasza wielka biegowa rodzina co chwilę pojawiała się w różnych ciekawych zakątkach Pszowskich Dołów. Raz wdrapywaliśmy się na błotny wzgórek, by za chwilę pojawić się w grząskim wąwozie. Staraliśmy się utrzymywać z czołówką kontakt wzrokowy, bo dla nadpobudliwych biegaczy pędzących z przodu Maciek miał jedną radę – dodatkowe interwały na mecie 😉😅. Wszyscy Go znają i wiedzą, że słowa by dotrzymał, stąd jego reprymenda działała jak lód na zbyt rozpalone głowy.







Jednak dla większości z nas pokonanie trasy wiązało się z fajnymi rozmowami, żartami, wspomnieniami ubiegłorocznych biegów i planami na rok 2022 😀. 










Było naprawdę dużo śmiechu, sytuacyjnego humoru czy obowiązkowych przerw dla sprawdzenia czy nikt z nas nie uległ zagubieniu 😂.






Maciek jako organizator, potrafił na trasie znaleźć czas dla każdego z nas, z każdym zagadać. Był dosłownie wszędzie i swoją obecnością, a niekiedy „dobrym słowem i gestem” 😉 sprawiał, że co ambitniejsi zwalniali, a co marudniejsi przyśpieszali.


Niestety, wszystko co dobre, zbyt szybko się kończy. Tak było i tym razem. Nasza noworoczna biegowa przygoda dobiegła końca. Pojawiliśmy się w miejscu, gdzie blisko 100 minut wcześniej rozpoczynaliśmy start. Czekały tam na nas medale osobiście wykonane przez Maćka i zero procentowe izotoniki z logiem naszego biegu 👏. Ale to była tylko skromna przygrywka do tego co nastąpiło później.





Dla każdego z nas przygotowane zostały różnorakie biegowe gadżety. Czegóż tam nie było : koszulki, plecaczki, opaski, bufki, torby, bidony, książki, kalendarze i tak można wyliczać bez końca. Wszystko to zostało załatwione dzięki operatywności Maćka i przeznaczone jako podarunki w zamian za wsparcie leczenia Wojtka. Oczywiście nie żałowaliśmy grosza. Tu nawet nie chodziło o to, że filigranowa dziewczyna wylosowała koszulkę dwa numery za dużą 😉. Tutaj przede wszystkim liczyła się dobra zabawa w gronie znających i lubiących się osób, no i przede wszystkim pomoc dla Wojtka.








A na koniec, jakby tego jeszcze było mało czekały na nas pyszne zapiekanki 😋😋😋.


Napiszę krótko. Maćku masz olbrzymie serce, ale zarazem ogromny zmysł organizacyjny. Dzięki Tobie i Twojej małżonce, która choć sama nie biegła, ale była dobrym duchem tej imprezy, w noworoczny poranek porwałeś za sobą kilkadziesiąt osób, organizując biegową imprezę, dzięki której dobrze się bawiąc, zebraliśmy fundusze na leczenie dziecka. Mogę powiedzieć jedno – WIELKIE SŁOWA UZNANIA I PODZIĘKOWANIA 👏💓👏💓👏💓.

A wszystkich, których w tym dniu spotkałem serdecznie pozdrawiam i życzę Wam wszystkiego co najlepsze w 2022 roku.   

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

ULTRA BŁATNIA 24H DLA FILIPKA

  Z wiekiem człowieka łapią różne przypadłości, na jedną z takich, chyba już nieuleczalnych, zapadłem jakiś czas temu. W leksykonie chorób szczególnie dokuczliwych figuruje ona pod łacińską nazwą „Ultra Błatnia Vigintiquatuor horas caritatis”, co po polsku znaczy „Ultra Błatnia Charytatywnie 24 h” 😉😱😂. Gdy kilka lat temu trochę z przypadku, trochę z ciekawości zawitałem na tę imprezę dzięki zaproszeniu szalenie zakręconej pary młodych ludzi czyli Iwony i Arka Juzof, to przez myśl mi nie przyszło, że już po pierwszym starcie, w moim biegowym kalendarzu na stałe zagości zimowa i letnia edycja tej imprezy. Aby gościć na tegorocznej letniej edycji poświęciłem wiele. Ultra Błatnia została przeniesiona z czerwca na sam początek września. A początek września to także początek roku szkolnego. A już miałem zacząć studia na Uniwersytecie "Piątego" Wieku na kierunku „Topografia i orientacja w terenie”, na specjalizacji „Biegi i bufety, ze szczególnym uwzględnieniem limitów i kalori

ULTRA BŁATNIA 24H DLA KSAWEREGO

  Moja kolejna relacja z Błatniej. I pewnie myślicie co nowego można napisać z imprezy, która odbywa się dwa razy do roku i na której od wielu lat się bywa ? A ja niezmiennie odpowiadam, zawsze mam potężne dylematy co pominąć, co skrócić, bo tak wiele się dzieje. I zawsze straszę Magdalenę, Mateusza i Grzegorza, że zostanę tu kiedyś pełną dobę i napiszę … epicką relację 😱😂. I Oni zawsze słuchają tej mojej zapowiedzi z przerażeniem w oczach. I bynajmniej nie martwią się rozmiarami mojej opowieści, ale tym, czy ten dobrze zaopatrzony bufet byłby w stanie wytrzymać moje wizyty przez całą dobę 😂😋. Nie uwierzycie, ale robiąc te kilometry na poszczególnych pętlach, przyplątała się do mnie pewna szlagierowa piosenka zespołu Baciary, którą usłyszałem na jakimś plenerowym festynie poprzedzonym biegiem. Przyplątała się i odczepić nie mogła 😉. I już oczyma wyobraźni słyszę te głosy oburzenia – Reclik ty słuchasz takich piosenek ? 😱 A ja zawsze zastanawiam się jak to możliwe, że piosenka

JURA FEST OLSZTYN - AMONIT MARATON

  Po raz kolejny będę się powtarzał, ale lubię zaglądać na pierwsze edycje imprez biegowych. Może nie wszystko działa już tak jak powinno, ale widać ten ogromny entuzjazm i zaangażowanie u organizatorów, które z biegiem lat ustępuje miejsca pewnej rutynie i powtarzalności. Stąd z dużym zaciekawieniem wybrałem się do Olsztyna koło Częstochowy, gdzie po raz pierwszy zorganizowano dwudniowy JURA FEST OLSZTYN z sześcioma różnymi zawodami. Nie ukrywam, że mnie szczególnie zainteresował najdłuższy dystans czyli   Amonit Maraton. Już na wstępie widziałem dwa duże plusy – stosunkowo niskie wpisowe, bo raptem 79 zł na mój dystans oraz nazwisko głównego organizatora – Leszka Gasika. Jeśli imprezę robią doświadczeni biegacze to wiadomo, że możemy spodziewać się naprawdę fajnej biegowo trasy. I uprzedzając fakty tak rzeczywiście było. Był też i trzeci argument – spore nagrody pieniężne dla zwycięzców, ale akurat dla mnie jest on całkowicie nieistotny, by my koneserzy biegania nie startujemy że