Przejdź do głównej zawartości

Świętuj z nami PieRUNskimi CanGÓRAMI - Nasze 2 lata

Uwielbiam biegać i właśnie poprzez bieganie poznaję podobnych, zakręconych na tym punkcie ludzi, poznaję ciekawe zakątki naszego kraju. Ale w tej sporej liczbie startów, są też dla mnie wydarzenia szczególne, wydarzenia które powodują że odkładam na bok dalsze wyjazdy, tylko z ogromną radością przyjmuję zaproszenie na biegowe urodziny. 

Tutaj okazja była podwójna : drugi rok działalności PieRUNskich CanGÓRów połączony ze zbiórką pieniędzy na terapię genową Mikołaja, czteromiesięcznego maluszka walczącego z SMA. Jeśli ktoś chciałby przyłączyć się do zbiórki, szczegóły znajdzie tutaj https://www.siepomaga.pl/miki-sma

Pierunszczoków, bo tak pieszczotliwie ich nazywamy, poznałem przez Kaśkę, która kilka lata temu, jednym telefonem zachęciła mnie do startu w Zimowym Janosiku . Nie mówiła mi o urokach trasy, o przewyższeniach czy limitach. Wspomniała za to o bardzo dobrze … zaopatrzonych bufetach czyli jakby nie patrzeć, trafiła w moje czułe miejsce 😉. Przy bliższej znajomości okazało się, że również orientację w terenie mamy na zbliżonym poziomie 😀. Ale za to Kasia zdecydowanie bije mnie na głowę wypadkowością na trasie 😱.

I tak stopniowo, przy okazji różnych imprez, poznawałem kolejnych członków tej zwariowanej, energetycznej i młodej wiekowo grupy (tutaj na zdjęciu z ekipą biegaczy z Rydułtów).

Byłem na ich pierwszych urodzinkach, więc nie mogłem odrzucić zaproszenia na kolejne.

Pewnym zaskoczeniem był fakt, że jako miejsce spotkania wyznaczony był Orlik w Pszowie. Z reguły wszystkie ich imprezy odbywały się w przecudnym miejscu zwanym Pszowskimi Dołami. Zaskoczeniem powoli ustępowało miejsce przerażeniu, gdy okazało się, że miejsce zbiórki leży tak pomiędzy strzelnicą a dawną prochownią, a Kasia coś wspominała, że bez fajerwerków się nie obędzie 😉😱.

Taką naprawdę miłą tradycją tego typu imprez są życzenia nie tylko od poszczególnych znajomych zawodników, ale także od zaprzyjaźnionych grup biegowych. Nie inaczej było i tym razem, swoje życzenia złożyły delegacje zawodników z Wodzisławia Śląskiego, Rydułtów i Radlina. No i oczywiście nie mogło zabraknąć także serdeczności ode mnie. Podarowałem body z napisem „Mam już 2 latka”. Przy tak młodym składzie grupy wierzę, że prezent ten znajdzie zastosowanie już, albo w niedalekiej przyszłości, nieprawdaż ?😉




Punktualnie o 10.00, wyruszyliśmy na trasę. W zamyśle miała to być dziesięciokilometrowa, dziewicza pętla wymyślona na potrzeby tego biegu. Ale za nim to nastąpiło, solenizanci zorganizowali nam start w dymach rodem z koncertu rockowego lub ze stadionu. W tym dymie, to przez chwilę nie wiedziałem nawet jaki jest kierunek biegu 😉. I chyba nie tylko ja się tam lekko zagubiłem 😉.


Żarty na bok. 10 kilometrów samo się nie zrobi. Trasa była naprawdę fajna. Było wszystkiego po trochu, trochę pól, trochę lasów, fajne podbiegi i kawałek błotka.







I w tym wszystkim my. Kilkudziesięcioosobowa wesoła grupka biegaczy, rozmawiająca i żartująca na wszelkie możliwe tematy. Tempo jak to określili organizatorzy było „fotograficzne”, bo okazji do zrobienia fajnych zdjęć nie brakowało.




Nawet sami wynajdywaliśmy tematy. Stąd też „Panie w rzepaku” i „Panowie nad stawem”.



I tak w zasadzie można by powiedzieć, że w tej wesołej atmosferze, wszyscy ukończyli ten bieg w jednym kawałku. W zasadzie, bo jedyne drobne urazy stały się moim udziałem 😅. Za pierwszym razem podczas robienia zdjęcia mocno walnąłem się barkiem w drzewo 😱, zaś potem, tak mocno rozpędziłem się z pewnej górki, że zahamowałem tuż nad stawem. Stąd też gdy wszyscy pozują do wspólnego zdjęcia, ja powoli próbuję wydostać się z chaszczy 😂.




Gdy do mety pozostawał już raptem kilometr, postraszył nas drobny grad i był to chyba jedyny moment, gdy troszkę bardziej podkręciliśmy nasze tempo.

Kończyliśmy nasz bieg tam gdzie go rozpoczynaliśmy czyli na gościnnych obiektach pszowskiego Orlika. A tam już na każdego czekał medal i słodkości. Jak już to w tradycji Pierunszczoków, wszystkie ciasta wyszły spod ręki kobiecej części grupy. Dziewczyny bardzo Wam dziękuję, wyroby - palce lizać 😋😋😋.


Do zobaczenia na następnej Waszej imprezie, niekoniecznie urodzinowej, bo takich fajnych imprez robicie w trakcie roku kilka. Życzę Wam aby ta energia, która w Was jest, pozostawała przez długie lata. Wierzcie mi, można to utrzymać 😉😅.




W relacji wykorzystałem własne zdjęcia oraz zdjęcia autorstwa Marka Wystyrka.

 

Komentarze

  1. Jacku super zdjęcia i relacja z biegu 👌💪👏

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

ULTRA BŁATNIA 24H DLA FILIPKA

  Z wiekiem człowieka łapią różne przypadłości, na jedną z takich, chyba już nieuleczalnych, zapadłem jakiś czas temu. W leksykonie chorób szczególnie dokuczliwych figuruje ona pod łacińską nazwą „Ultra Błatnia Vigintiquatuor horas caritatis”, co po polsku znaczy „Ultra Błatnia Charytatywnie 24 h” 😉😱😂. Gdy kilka lat temu trochę z przypadku, trochę z ciekawości zawitałem na tę imprezę dzięki zaproszeniu szalenie zakręconej pary młodych ludzi czyli Iwony i Arka Juzof, to przez myśl mi nie przyszło, że już po pierwszym starcie, w moim biegowym kalendarzu na stałe zagości zimowa i letnia edycja tej imprezy. Aby gościć na tegorocznej letniej edycji poświęciłem wiele. Ultra Błatnia została przeniesiona z czerwca na sam początek września. A początek września to także początek roku szkolnego. A już miałem zacząć studia na Uniwersytecie "Piątego" Wieku na kierunku „Topografia i orientacja w terenie”, na specjalizacji „Biegi i bufety, ze szczególnym uwzględnieniem limitów i kalori

ULTRA BŁATNIA 24H DLA KSAWEREGO

  Moja kolejna relacja z Błatniej. I pewnie myślicie co nowego można napisać z imprezy, która odbywa się dwa razy do roku i na której od wielu lat się bywa ? A ja niezmiennie odpowiadam, zawsze mam potężne dylematy co pominąć, co skrócić, bo tak wiele się dzieje. I zawsze straszę Magdalenę, Mateusza i Grzegorza, że zostanę tu kiedyś pełną dobę i napiszę … epicką relację 😱😂. I Oni zawsze słuchają tej mojej zapowiedzi z przerażeniem w oczach. I bynajmniej nie martwią się rozmiarami mojej opowieści, ale tym, czy ten dobrze zaopatrzony bufet byłby w stanie wytrzymać moje wizyty przez całą dobę 😂😋. Nie uwierzycie, ale robiąc te kilometry na poszczególnych pętlach, przyplątała się do mnie pewna szlagierowa piosenka zespołu Baciary, którą usłyszałem na jakimś plenerowym festynie poprzedzonym biegiem. Przyplątała się i odczepić nie mogła 😉. I już oczyma wyobraźni słyszę te głosy oburzenia – Reclik ty słuchasz takich piosenek ? 😱 A ja zawsze zastanawiam się jak to możliwe, że piosenka

JURA FEST OLSZTYN - AMONIT MARATON

  Po raz kolejny będę się powtarzał, ale lubię zaglądać na pierwsze edycje imprez biegowych. Może nie wszystko działa już tak jak powinno, ale widać ten ogromny entuzjazm i zaangażowanie u organizatorów, które z biegiem lat ustępuje miejsca pewnej rutynie i powtarzalności. Stąd z dużym zaciekawieniem wybrałem się do Olsztyna koło Częstochowy, gdzie po raz pierwszy zorganizowano dwudniowy JURA FEST OLSZTYN z sześcioma różnymi zawodami. Nie ukrywam, że mnie szczególnie zainteresował najdłuższy dystans czyli   Amonit Maraton. Już na wstępie widziałem dwa duże plusy – stosunkowo niskie wpisowe, bo raptem 79 zł na mój dystans oraz nazwisko głównego organizatora – Leszka Gasika. Jeśli imprezę robią doświadczeni biegacze to wiadomo, że możemy spodziewać się naprawdę fajnej biegowo trasy. I uprzedzając fakty tak rzeczywiście było. Był też i trzeci argument – spore nagrody pieniężne dla zwycięzców, ale akurat dla mnie jest on całkowicie nieistotny, by my koneserzy biegania nie startujemy że