Przejdź do głównej zawartości

Biegowy abordaż hołdy w Bukowie czyli relacja z wielkich pirackich ćwiczeń terenowych

Tej relacji miało nie być, no bo przecież ćwiczenia terenowe grupy  zwiadowczej Piratów z Szarloty miały największy stopień tajności 😱. Ale jak tu zachować tajemnicę, jak Kasia mi zapowiedziała, że ona już na poczet czytania relacji upiekła babka i przygotowała kawa. I co zgagi, z powodu mnie, by miała dostać ? 😉

Miałem straszny dylemat. No bo ma człowiek  swoją rangę w grupie, swój pseudonim - „Szerlok”, słowem ciepłe stanowisko, i teraz poprzez za długi język miałbym to stracić ? Czego się jednak nie robi dla „Seniority”. Tak więc, naczelny dowódco „Piło Trzi z Szarloty” to nie ja, to Kasia. I tak wszystkiego nie zdradzę, bo na przykład „pokaz białego delfina” miał najwyższy stopień tajności i ta broń może być wykorzystana tylko w ostateczności. 😱😱😱

Film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć - mawiał niekwestionowany mistrz dreszczowców - Alfred Hitchcock. I takie też były nasze biegowe manewry zaplanowane przez Marcina.

Deszcz lał nieprzerwanie, ale to w żaden sposób nie zniechęciło pirackiego batalionu zwiadowców. Na dzisiejszy dzień komandor Marcin zaplanował kilkunastokilometrowy bieg, wspinaczkę, nurkowanie, pracę z mapą i wreszcie odnalezienie skarbu. I trzeba przyznać, że z tego ogromnego logistycznego zadania wywiązał się znakomicie 👏👏👏.

Miejsce zbiórki wyznaczone było w Bluszczowie, w okolicach Polderu Buków, urokliwego obszaru z olbrzymią ilością mniejszych lub większych akwenów i przepływającą obok wicekrólową polskich rzek – Odrą. Czy piraci mogliby sobie wymarzyć lepsze miejsce na ćwiczenia ?





Tutaj nie było czasu na nudę. Niby lał deszcz, ale jakiekolwiek ćwiczenia nie mogły zostać odpuszczone. Wpierw, jak dla mnie sama przyjemność – wspinaczka po prawie pionowej ścianie. No bez fałszywej skromności, jako biegacz górski, nie mogłem tego nie zaliczyć. 😉😅


Niestety potem zaczęły się schody. Trudna sztuka kamuflażu i jako „trzeci bliźniak” musiałem rozpoznać prawdziwego Krystiana 😂. Zadanie miałem tym bardziej utrudnione, bo jeszcze przed samymi ćwiczeniami prawdziwy Krystian nosił obrączkę. Nie wiem czy ostatecznie dobrze odgadłem, ale ćwiczenie zostało mi zaliczone. Wstyd się przyznać, ale zastosowałem prostą formę szantażu. Oświadczyłem, że jeśli nie zaliczą mi ćwiczenia, to żona Krystiana dowie się , że podczas wyjazdów na manewry ściąga obrączkę. 😉😂


Przed nami tablica z nazwą „Buków” czyli nieodłączny znak, że za chwilę główny punkt ćwiczeń – zdobycie hołdy. Nasza grupa w pełnej gotowości podejmuje atak z zaskoczenia. Niestety jeden nieostrożny ruch i stado ptaków wzbija się do lotu, informując przy okazji o naszym położeniu.




Na szczęście widząc tak silną grupę przeciwnik od razu opuszcza swoje stanowisko na górze i ucieka w popłochu (złośliwcy zaraz będą twierdzić, że go tam w ogóle nie było 😉). A my z jednej strony mogliśmy świętować zwycięstwo, ale jednocześnie zajęliśmy się przeszukaniem innych zakamarków hołdy, aby uniknąć ewentualnych zasadzek. I tym sposobem odkryliśmy tajny ośrodek wypoczynkowy przeciwnika – Morze Czarne.





Trzeba jednak oddać cesarzowi co cesarskie. To Marcin zaplanował całe ćwiczenia, i to on dostąpił zaszczytu i jako pierwszy stanął na szczycie hołdy w towarzystwie naszych dzielnych Piratek.👏


Uciekając w popłochu, przeciwnik pozostawił mapę terenu, więc nasze zwycięstwo było podwójne. Z jednej strony hołda nasza, ale z drugiej strony mieliśmy także szansę zdobycia skarbu. Niestety nie wiem, kto wpadł na pomysł, abym to ja rozczytał tę mapę i wskazał miejsce ukrycia szkatułki. Jakoś każdy inaczej zrozumiał moje wskazówki, bo grupa rozpierzchła się w różnych kierunkach, a niektórzy to zupełnie stracili nadzieję odnalezienie czegokolwiek. 😉😪😂



Na szczęście Piła Trzi z Szarloty czuwał nad nami i poprzez swoich wysłanników wskazał nam miejsce dotarcia do pysznego skarbu 😋. Podczas gdy inni pałaszowali słodycze, nasza dzielna ekopiratka Ela nie dopuściła, aby jakikolwiek papierek znalazł się na ziemi i w specjalnym woreczku przytroczonym do pasa dotransportowała wszystkie odpadki do najbliższego kubła. Za to w nagrodę mogła skosztować czegoś ... specjalnego. 😉😱😋




To nie był koniec naszych manewrów. Zwycięstwo zwycięstwem, ale formę trzeba szlifować zawsze. Stąd Lechu, nasz główny instruktor nurkowania, zapoznał nas z najnowszymi technikami maskowania się podczas bezpośredniego ataku z wody 😉. Przy okazji odbył się także prapremierowy pokaz naszej najnowszej broni, dla niepozoru nazwanej „Biały Delfin”. Byliśmy pod ogromnym wrażeniem tej ultranowoczesnej broni, która choć dopiero w fazie testów, może być wykorzystywana jako odstraszanie naszych przeciwników. 😱😱😱 Mogę z pełnym przekonaniem zaświadczyć, że podsekcja nurków z grupy zwiadowców osiągnęła pełną sprawność.





A nas czekał bieg po kompletnie błotnym odcinku przy mocno padającym deszczu. Człowiek sobie leciał, a w uszach brzmiał mu przebój Sztywnego Palu Azji – „Jesteśmy nieprzemakalni” i aż chciałoby się dodać, „ale czy do końca normalni”. 😉😂






Warto docenić niektórych członków naszej grupy, którzy poza wykonywaniem obowiązków zwiadowczych, pełnili inne jakże znaczące role. Tomek dzielnie filmował nasze ćwiczenia, aby przygotować raport dla naczelnego wodza Piły Trzi z Szarloty. 👍


A szef podsekcji zaopatrzenia – Krystian zrobił nam krótki wykład, jak przeżyć w terenie, żywiąc się tylko tym co znajdziemy w zasięgu wzroku. Wykład tym cieszył się sporym zainteresowaniem całej naszej grupy. 👍


Ja z kolei miałem inne, bardzo tajne zadanie. Mój pseudonim „Szerlok” nie wziął się z niczego. Miałem wytropić tajnych zwiadowców Jana Wagi, czyhającego tylko na nasze potknięcia, aby zająć miejsce Piły. Na podstawie różnych dziwnych i niepokojących zdarzeń, wytypowałem wstępnie dwie kandydatki, które będą poddawane dalszej wnikliwej analizie. 😱😉😂

Abordaż ćwiczyć trzeba, stąd korzystając z przygotowanego na tę okazję mostku, dzielnie pokonywaliśmy tę przeszkodę. Ale łatwo nie było, bo Ela raz za razem trzęsła całą konstrukcją. 😉




Miejsce zbiórki i zakończenie tych jakże udanych ćwiczeń zbliżało się nieuchronnie. Ale Piraci z Szarloty to twardzi wojownicy, ale mimo wszystko o gołębim sercu 👍 💗. Widząc w oddali, jak w tej ulewie jakiś zagubiony kamper utknął na brzegu stawu, nie zastanawialiśmy się ani chwili i ruszyliśmy na ratunek. Na twarzach będących w potrzebie ludzi, pojawił się na początku strach, ale później jak pojęli nasze intencje, byli nam niesłychanie wdzięczni. Z jednej strony pomogliśmy im wydostać się z bardzo trudnej sytuacji. A z drugiej odgoniliśmy rozbójników, którzy już się szykowali, aby obrabować tych biednych ludzi. Widząc Lecha na czele naszej grupy i nasz okrzyk bojowy, uciekali gdzie pieprz rośnie. 👍😂






A my, no cóż, dobiegliśmy do miejsca rozpoczęcia ćwiczeń. A tam każdy z nas otrzymał specjalną odznakę świadczącą o nabyciu kolejnych pirackich sprawności. Przy tej okazji, Krystian mógł wreszcie odebrać ode mnie zaległe laczki, a Kaśka zobowiązała się przekazać moje firmowe napoje czyli „Kaptan Dżek” zwycięzcom mojego wakacyjnego konkursu czyli Agacie i Pile. Widząc jak jej się zaszkliły oczy i zatrzęsły ręce, stawiam tezę … nie doniesie. 😉😂




A nam już nie pozostało nic innego, jak gorąco przy tej chłodnej, deszczowej pogodzie podziękować autorowi dzisiejszych manewrów. MARCIN JESTEŚ WIELKI. 👏👏👏


Ps. Mom nadzieja, żech nie zdradził za wiela i dalyj moga być członkym piratów.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

ULTRA BŁATNIA 24H DLA FILIPKA

  Z wiekiem człowieka łapią różne przypadłości, na jedną z takich, chyba już nieuleczalnych, zapadłem jakiś czas temu. W leksykonie chorób szczególnie dokuczliwych figuruje ona pod łacińską nazwą „Ultra Błatnia Vigintiquatuor horas caritatis”, co po polsku znaczy „Ultra Błatnia Charytatywnie 24 h” 😉😱😂. Gdy kilka lat temu trochę z przypadku, trochę z ciekawości zawitałem na tę imprezę dzięki zaproszeniu szalenie zakręconej pary młodych ludzi czyli Iwony i Arka Juzof, to przez myśl mi nie przyszło, że już po pierwszym starcie, w moim biegowym kalendarzu na stałe zagości zimowa i letnia edycja tej imprezy. Aby gościć na tegorocznej letniej edycji poświęciłem wiele. Ultra Błatnia została przeniesiona z czerwca na sam początek września. A początek września to także początek roku szkolnego. A już miałem zacząć studia na Uniwersytecie "Piątego" Wieku na kierunku „Topografia i orientacja w terenie”, na specjalizacji „Biegi i bufety, ze szczególnym uwzględnieniem limitów i kalori

ULTRA BŁATNIA 24H DLA KSAWEREGO

  Moja kolejna relacja z Błatniej. I pewnie myślicie co nowego można napisać z imprezy, która odbywa się dwa razy do roku i na której od wielu lat się bywa ? A ja niezmiennie odpowiadam, zawsze mam potężne dylematy co pominąć, co skrócić, bo tak wiele się dzieje. I zawsze straszę Magdalenę, Mateusza i Grzegorza, że zostanę tu kiedyś pełną dobę i napiszę … epicką relację 😱😂. I Oni zawsze słuchają tej mojej zapowiedzi z przerażeniem w oczach. I bynajmniej nie martwią się rozmiarami mojej opowieści, ale tym, czy ten dobrze zaopatrzony bufet byłby w stanie wytrzymać moje wizyty przez całą dobę 😂😋. Nie uwierzycie, ale robiąc te kilometry na poszczególnych pętlach, przyplątała się do mnie pewna szlagierowa piosenka zespołu Baciary, którą usłyszałem na jakimś plenerowym festynie poprzedzonym biegiem. Przyplątała się i odczepić nie mogła 😉. I już oczyma wyobraźni słyszę te głosy oburzenia – Reclik ty słuchasz takich piosenek ? 😱 A ja zawsze zastanawiam się jak to możliwe, że piosenka

JURA FEST OLSZTYN - AMONIT MARATON

  Po raz kolejny będę się powtarzał, ale lubię zaglądać na pierwsze edycje imprez biegowych. Może nie wszystko działa już tak jak powinno, ale widać ten ogromny entuzjazm i zaangażowanie u organizatorów, które z biegiem lat ustępuje miejsca pewnej rutynie i powtarzalności. Stąd z dużym zaciekawieniem wybrałem się do Olsztyna koło Częstochowy, gdzie po raz pierwszy zorganizowano dwudniowy JURA FEST OLSZTYN z sześcioma różnymi zawodami. Nie ukrywam, że mnie szczególnie zainteresował najdłuższy dystans czyli   Amonit Maraton. Już na wstępie widziałem dwa duże plusy – stosunkowo niskie wpisowe, bo raptem 79 zł na mój dystans oraz nazwisko głównego organizatora – Leszka Gasika. Jeśli imprezę robią doświadczeni biegacze to wiadomo, że możemy spodziewać się naprawdę fajnej biegowo trasy. I uprzedzając fakty tak rzeczywiście było. Był też i trzeci argument – spore nagrody pieniężne dla zwycięzców, ale akurat dla mnie jest on całkowicie nieistotny, by my koneserzy biegania nie startujemy że