Przejdź do głównej zawartości

Ultra Błatnia 24 H dla Poli


Takie wydarzenia są dla mnie najlepsze i takie biegi stanowią obowiązkowy punkt w moim biegowym kalendarzu. Sobota 11 lutego. Jaworze. Wydarzenie Ultra Błatnia 24 H dla Poli organizowane przez Stowarzyszenie Ultra Błatnia Charytatywnie. 



To było jak spotkanie starych dobrych przyjaciół. Przeszło dwie setki uczestników spotkało się żeby pobiegać, pospacerować czy pojeździć na rowerach w jednym celu – wsparcia leczenia Poli , która choruje ma zespół genetyczny - częściową trisomię 10 chromosomu.


Na zawody wybrałem się w towarzystwie Ewy, Ady, Irka, Darka i Andrzeja.

 

Ale już na miejscu spotkałem wielu biegowych znajomych i to takich, których dawno nie widziałem. Powitaniom, pozdrowieniom i wspominkom nie było końca. W efekcie o godzinie startu czyli 12.00 sporo jeszcze osób nie pobrało numerów startowych. Ale tutaj nie biega się dla zwycięstwa czy pomiaru czasu, ale przede wszystkim liczy się udział, środki które wpłaciliśmy do puszek  i każdy przebyty kilometr, który przekładał się na konkretny wymiar finansowy.





Biorąc to wszystko pod uwagę, część odprawionych w biurze zawodów biegaczy (w tym oczywiście i ja) równo w samo południe wyruszyła na trasę. Chciałem się sprawdzić na tej trudnej i wymagającej trasie i znalazłem się na pierwszej pętli w czołówce biegu 😅. 




Pojawił się tylko mały problem. Od pewnego miejsca zacząłem biec … pod prąd 😱😂. Byłem w zasadzie na drugiej pozycji, widziałem zawodnika przed sobą, zaliczyliśmy Błatnię, rozpoczęliśmy zbieg i nagle przed nami na trasie, pojawiła się z naprzeciwka z setka biegaczy. Ci co mnie znali o mało nie popękali ze śmiechu 😂. Uwag w stylu „teraz to mamy pewność, że biegniemy właściwą trasą, bo … Reclik leci w przeciwną stronę” było bez liku. Nie wiem co we mnie jest takiego, ale wtedy przeciskając się przez całe to biegowe towarzystwo rozbawiałem co niektórych do łez  😂.

A ja się czułem jak ten facet w poniższym dowcipie

Facet jedzie samochodem i słyszy w radiu komunikat :  

- Uwaga ! Jakiś wariat na drodze 123 jedzie pod prąd!   

Słysząc to, kierowca rozgląda się i mówi do siebie :

- Jaki jeden wariat? Jest tu ich co najmniej setka!


Wreszcie znalazłem się na właściwej wspólnej powrotnej trasie i radośnie pędząc napotkałem dwóch wspaniałych fotografików Arka i Tomka. W takich momentach człowiek nabiera rozpędu, aby pokazać swą biegową moc. Ja pokazałem i owszem, tylko że przy okazji znowu skręciłem … w niewłaściwą ścieżkę 😱😅. Ale koniec końców dotarłem do wiaty oznaczającej koniec pierwszej pętli.


Szybkie coś na ząb i wybiegnięcie na drugą pętelkę z silnym postanowieniem przebiegnięcia całej trasy zgodnie z wytycznymi Organizatora. Wszystko szło zgodnie z planem, chociaż warunki na trasie nie ułatwiały sprawy.


Były miejsca gdzie noga zapadała się po kolana.





Minąłem Błatnię, tym razem od właściwej strony, upewniłem się u Arka, że biegnę właściwą trasą, podbiegłem pod wzniesienie Przykrej. I Przykra … okazała się rzeczywiście przykra. Zamiast kilkadziesiąt metrów od wierzchołka skręcić ostro w lewo, ja popuściłem wodze fantazji i … pobiegłem mocno w dół 😱. Jak to potem określił duet Nowaków (Justyna i Marek) zachciało mi się odwiedzić … Wapienicę. Powrót pod górę w śniegu boli 😓. Ale chyba w moim przypadku, zawsze u  mnie na biegu wyobraźnia sprawia, że boleć musi.



Powrót na trasę, dobiegnięcie do wiaty i jeszcze silniejsze postanowienie, że do trzech razy sztuka 😉😅. Pogoda zrobiła wszystko, żeby utrudnić mi zadanie. Zaczął wiać mocniejszy wiatr, a z nieba zaczął lecieć marznący deszcz. Ale tym razem zawziąłem się w sobie, nie dałem się ponieść fantazji i zgodnie z planem zaliczyłem trzecią pętlę 👍. I dopiero wtedy nie tylko odhaczyłem przy wiacie zaliczenie trzeciej pętli, ale i zajrzałem w głąb wiaty.


Moi Drodzy, przekroczyłem bramy kulinarnego raju 😋😋😋. Było wszystko : konkrety, zupy, słodycze, ciasta, owoce i sam nie wiem co jeszcze. Wstyd się przyznać, uległem pokusie. Na usprawiedliwienie mam tylko to, że na zewnątrz zrobiło się ciemno i zimno, a w środku ciepło i gościnnie. I nikt nikogo nie wyganiał. Macie rację – mam słaby charakter 😉😊😥.






Ale już całkiem serio – zrealizowałem z naddatkiem swój plan. Przyjechałem z nastawieniem zrobienia trzech pętli i to zrobiłem, a nawet … niechcący więcej 😉😅.

Ktoś powie, że ta relacja jest jakaś dziwna. I pewnie ma rację. Ale jak zrobić poważną relację z imprezy, na której jestem dwa razy w roku (bo jest też letnia edycja), a która jest jedną z najlepszych i najweselszych biegowych imprez 👏👏👏.

Organizatorzy nieba przychylają, żebyśmy tylko trzaskali te „błatniowe” kilometry w szczytnym celu. Licytujemy wyroby, wrzucamy datki do puszek, słowem wspólnie robimy wszystko, żeby zebrać jak najwięcej środków na leczenie wybranego dziecka.



Pakietów biegowych nie powstydziłby się żaden płatny bieg. Do tego losujemy fanty. Ja wylosowałem ... trzy mapy 😉. Przypadek – nie sądzę 😂.

Nic dziwnego, że na takich biegach człowiek się czuje, choćby miał … 18 lat. I zupełnie przypadkowo taki też miałem numer startowy 😉.

Wielkie brawa dla Organizatorów 👏👏👏, że Wam się chce – zebrać sponsorów, ugościć nas na wysokim poziomie, ale przede wszystkim realnie pomagać chorym dzieciom 💖💖💖.

Wielkie brawa dla wszystkich 👏👏👏, których dzisiaj spotkałem. I dla tych których widzę tu od dawna i dla tych wszystkich nieznajomych, których mijałem na trasie. Ogromny szacunek dla każdego - i tego który zrobił jedną pętlę, i tego, który zrobił tych pętli najwięcej. Liczy się chęć niesienia pomocy, a już sama nasza obecność była dużym wsparciem dla Poli i Jej Rodziców.




I wreszcie dziękuję moim przyjaciołom ze Smaków Biegania 👏👏👏. Mijaliśmy się na trasie, próbowaliśmy z różnym skutkiem gonić jeden drugiego 😉, wspólnie zajadaliśmy się pysznościami 😋. Zatem mogę z czystym sumieniem kolejny raz powtórzyć : jeśli Reclik zaprasza Was na jakiś bieg, to trzy rzeczy są pewne : cudowna atmosfera, przepyszne jedzenie i to … że się zgubię na trasie 😂😂😂.


 







W relacji wykorzystałem własne zdjęcia, a także zdjęcia autorstwa Ewy i Dariusza Czyrnków, Adriany Tomali, Ireneusza Zimnego, a także Stowarzyszenia Ultra Błatnia Charytatywnie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

ULTRA BŁATNIA 24H DLA FILIPKA

  Z wiekiem człowieka łapią różne przypadłości, na jedną z takich, chyba już nieuleczalnych, zapadłem jakiś czas temu. W leksykonie chorób szczególnie dokuczliwych figuruje ona pod łacińską nazwą „Ultra Błatnia Vigintiquatuor horas caritatis”, co po polsku znaczy „Ultra Błatnia Charytatywnie 24 h” 😉😱😂. Gdy kilka lat temu trochę z przypadku, trochę z ciekawości zawitałem na tę imprezę dzięki zaproszeniu szalenie zakręconej pary młodych ludzi czyli Iwony i Arka Juzof, to przez myśl mi nie przyszło, że już po pierwszym starcie, w moim biegowym kalendarzu na stałe zagości zimowa i letnia edycja tej imprezy. Aby gościć na tegorocznej letniej edycji poświęciłem wiele. Ultra Błatnia została przeniesiona z czerwca na sam początek września. A początek września to także początek roku szkolnego. A już miałem zacząć studia na Uniwersytecie "Piątego" Wieku na kierunku „Topografia i orientacja w terenie”, na specjalizacji „Biegi i bufety, ze szczególnym uwzględnieniem limitów i kalori

ULTRA BŁATNIA 24H DLA KSAWEREGO

  Moja kolejna relacja z Błatniej. I pewnie myślicie co nowego można napisać z imprezy, która odbywa się dwa razy do roku i na której od wielu lat się bywa ? A ja niezmiennie odpowiadam, zawsze mam potężne dylematy co pominąć, co skrócić, bo tak wiele się dzieje. I zawsze straszę Magdalenę, Mateusza i Grzegorza, że zostanę tu kiedyś pełną dobę i napiszę … epicką relację 😱😂. I Oni zawsze słuchają tej mojej zapowiedzi z przerażeniem w oczach. I bynajmniej nie martwią się rozmiarami mojej opowieści, ale tym, czy ten dobrze zaopatrzony bufet byłby w stanie wytrzymać moje wizyty przez całą dobę 😂😋. Nie uwierzycie, ale robiąc te kilometry na poszczególnych pętlach, przyplątała się do mnie pewna szlagierowa piosenka zespołu Baciary, którą usłyszałem na jakimś plenerowym festynie poprzedzonym biegiem. Przyplątała się i odczepić nie mogła 😉. I już oczyma wyobraźni słyszę te głosy oburzenia – Reclik ty słuchasz takich piosenek ? 😱 A ja zawsze zastanawiam się jak to możliwe, że piosenka

JURA FEST OLSZTYN - AMONIT MARATON

  Po raz kolejny będę się powtarzał, ale lubię zaglądać na pierwsze edycje imprez biegowych. Może nie wszystko działa już tak jak powinno, ale widać ten ogromny entuzjazm i zaangażowanie u organizatorów, które z biegiem lat ustępuje miejsca pewnej rutynie i powtarzalności. Stąd z dużym zaciekawieniem wybrałem się do Olsztyna koło Częstochowy, gdzie po raz pierwszy zorganizowano dwudniowy JURA FEST OLSZTYN z sześcioma różnymi zawodami. Nie ukrywam, że mnie szczególnie zainteresował najdłuższy dystans czyli   Amonit Maraton. Już na wstępie widziałem dwa duże plusy – stosunkowo niskie wpisowe, bo raptem 79 zł na mój dystans oraz nazwisko głównego organizatora – Leszka Gasika. Jeśli imprezę robią doświadczeni biegacze to wiadomo, że możemy spodziewać się naprawdę fajnej biegowo trasy. I uprzedzając fakty tak rzeczywiście było. Był też i trzeci argument – spore nagrody pieniężne dla zwycięzców, ale akurat dla mnie jest on całkowicie nieistotny, by my koneserzy biegania nie startujemy że