Są takie biegi, na których pojawiasz się trochę przypadkowo,
trochę z ciekawości na pierwszej edycji i … zakochujesz się po uszy 😍. Do mojej wąskiej
listy takich startów bez wątpienia mogę zaliczyć „Półmaraton … Chce Ci się?”.
Żartobliwa gra słów, bo zawody odbywają się w przeuroczej miejscowości Cisie w
Gminie Blachownia.
Czwarta edycja – serce podpowiadało startuj, ale głowa
radziła zastanowić się nad wyjazdem, bo jeszcze nie do końca czuję się w pełni
sił.
Podzieliłem się swoimi wątpliwościami z organizatorami i
wtedy zaczęło się … nęcenie 😉. A wiesz, że możesz przyjechać przed samymi
zawodami i cię zapiszemy? A wiesz, że bufety na trasie i po biegu są obfite? A
wiesz, że przygotowaliśmy specjalne stanowisko do Twoich ulubionych skoków. A
wiesz, że zagramy ci pod nóżkę? Nie muszę dodawać, że pod kątem biegowym moja
głowa jest bardzo słaba i … uległem 😂. I dodam, że to stanowisko do skoków i ta
muzyka mocno mnie zaintrygowały 🤔.
Po ustaleniach z Żoną, zdecydowałem, że wystartuję w
półmaratonie i tak też czasowo wyjechałem sobie z domu. Nie wiem jak to się
stało, może to puste drogi w niedzielny poranek, może trochę z naddatkiem
wyliczyłem dojazd, ale 120 km zleciało jak z bicza trzasł i na miejscu
pojawiłem się na godzinę i kwadrans przed startem połówki, ale na kwadrans
przed startem biegu towarzyszącego na 32 km. Przypadek? 😉
Biuro zawodów na 32 km teoretycznie już nie
pracowało, ale tylko teoretycznie. Bo orgowie w Cisiach są z gatunku tych, dla
których nic nie stanowi problemu 👍. Szybka konsultacja z Najwyższym Kierownictwem
czyli z Żoną i nie zapomnę odpowiedzi: „A co tam będziesz marznął przeszło
godzinę. Leć sobie te 32 kilometry”😅.
I wtedy ja w ciągu tego kwadransa:
Zapisałem się na bieg;
Zamieniłem parę słów z Organizatorami;
Nagrałem krótki filmik zachęcający do udziału w pięknej
imprezie charytatywnej Sztacheta Trail Running, która w dniach 24-25 maja
obędzie się niedaleko w miejscowości Słowik. Gorąco Wam polecam tę imprezę, a
Artura – organizatora serdecznie pozdrawiam;
A potem, no cóż … dałem się uwieść Orkiestrze Estradowej z
Blachowni, która stworzyła niepowtarzalny podkład pod rozgrzewkę. Fenomenalny
występ i chyba pierwsza taka sytuacja, gdy za biegową rozgrzewkę odpowiada
orkiestra. Dodam, że ja w zasadzie nawet nie musiałem specjalnie ćwiczyć, bo
rozgrzałem się od samego słuchania motywu przewodniego z filmu „Rocky”😉😅. A jak
zapowiadał energetyczny konferansjer, orkiestra nie powiedziała jeszcze w tym
dniu ostatniego słowa.
Potem jeszcze słowo od Prezesa Marcina na temat trasy,
oznaczeń i innych istotnych spraw. Bardzo ważne dla tych co walczyli o wynik. Ja
miałem swoją taktykę – czerpać z tych zawodów pełnymi garściami, a Wy zgadnijcie
co miałem na myśli 🤔😋😉.
Wystartowałem ostatni, bo przecież nie będę blokował harpaganów 😉😅.
Cieszyłem się na tę trasę, bo wiedziałem, że czeka mnie
trailowa przygoda wśród leśnych terenów, z niewielką ilością asfaltu.
Pierwsze zaskoczenie – mega oznakowanie. Gęsto umieszczone szlajfki
i tabliczki kierunkowe, informacje o każdym przekroczonym kilometrze – na to
byłem już przygotowany. Ale czy uwierzycie, że jak biegliśmy przez łąki – to
orgowie wykosili metrowej szerokości pasek trawy?😱😅 W takiej sytuacji nie wypada
im wypominać, że na leśnych trasach leżały szyszki i trochę się kurzyło 😉.
Pogoda wymarzona do biegania, trasa taka raczej płaska, więc nawet nie wysilając się zbytnio pokonywałem kilometry dosyć szybko, a jak kilometry mijały, to i bufety (aż cztery) przytrafiały się na trasie 😋.
Jako żywo
miałem w pamięci słowa konferansjera, że będą biegacze, którzy przez te bufety
tylko przemkną, ale prosi tych którzy polecą wolniej, żeby zamienili parę słów
z wolontariuszami, podziękowali za ich pracę, docenili ich wysiłek. Nie wiem
jak inni, ale ja wziąłem sobie tę prośbę głęboko do serca😍 . Szanowny Panie
Konferansjerze – melduję wykonanie zadania. A oto dowody w formie zdjęć. Każde
z tych spotkań, to kolejne zawierane znajomości, podziękowania z mojej strony
za mobilizację do pokonywania kolejnych kilometrów i solidne napełnienie mojego
żołądka w wersji … na już i na wynos do plecaczka 😋😉.
A ja sobie dalej wesoło truchtałem w tych leśnych krajobrazach
i nagle usłyszałem … moją znajomą orkiestrę. Spotkaliście kiedyś na biegu
orkiestrę w środku lasu? Muzycy na chwilę przerwali swój koncert, a potem gdy
sam wbiegałem w ich kierunku...jak nagle - zagrali 👏😍. Czy wy myślicie, że ja mogłem
wtedy lecieć dalej? Pytanie jest czysto retoryczne. Wysłuchałem do końca utworu,
podobnie jak inni mieszkańcy, którzy w to niedzielne południe wybrali się na
spacer i nagle niespodziewanie stali się świadkami niecodziennego koncertu.
Będę się powtarzać, ale ta, jak usłyszałem, od niedawna działająca orkiestra,
grała po prostu fenomenalnie 👏.
W takim układzie do rozwiązania pozostała jeszcze jedna
zagadka. Miejsce do mojego biegowego skakania. Ale i tu wszystko się wyjaśniło
w okolicach 20 kilometra biegu. Rzadki asfaltowy odcinek, a tam wszystko
rozrysowane: gdzie przygotować się do skoku, gdzie się odbić i gdzie skoczyć 😉🙃. A
to wszystko autorstwa Michała👏. Poniżej zdjęcie będące efektem jego pracy. Tak
sobie myślę, że może warto takie rozwiązanie zastosować na innych biegach 🤔😉.
Ani się człowiek nie obejrzał, a do mety zostały ze dwa
kilometry. I wtedy naszła mnie myśl, że gdzieś tu niedaleko trasy schowane jest
urokliwe źródełko. W zeszłym roku organizatorzy specjalnie dla mnie oznakowali
to miejsce i wtedy sporo biegaczy … skręciło w to miejsce i poleciało w sobie
znanym kierunku 😂😱. Teraz tego nie było, co nie znaczy, że Reclik źródełka nie
odnalazł. Napiłem się, odświeżyłem i w zasadzie mogłem lecieć w kierunku mety.
Ledwo co człowiek minął metę, a już podszedł konferansjer i zapytał o wrażenia. I wtedy ja do mikrofonu wypaliłem: Jacek
Reclik, wynik 3:45h, z czego jakieś 40 minut spędzone w bufetach, przy orkiestrze
i źródełku 😂😱. No powiem: wzbudziłem ogólny aplauz. A być może zachęciłem innych
do startu w Cisiach, bo naprawdę nie taki diabeł straszny jak go malują.
Zaraz po biegu zrobiłem sobie pamiątkowe zdjęcie, bo jakiś
dowód na udział w zawodach człowiek musi mieć. I wtedy zwróciłem uwagę na jakże
prawdziwą sentencję znajdującą się na medalu „Świat jest zbyt piękny by stać w
miejscu”.
A potem poczułem się jakoś … głodny 😋. I poszedłem się
przekonać, czy wyżywienie po zawodach jest takie, jak mi je reklamowali.
Oświadczam wszem i wobec, że wyżywienie było na mega wysokim poziomie i każdy
mógł sobie wybrać to, co mu najbardziej odpowiadało 👍👏. Ja wybrałem … wszystko 🙃.
No, bo przecież nie chciałem, aby osoby przygotowujące te pyszności poczuły się
urażone 😉.
I tak racząc się tymi specjałami, gorąco oklaskiwałem
zwycięzców poszczególnych biegów (21 i 32 km) oraz nordic walking. Wielkie
brawa dla moich znajomych Arleny i
Krzysztofa, którzy zajęli miejsca na podium w nordic walking 👏👏.
A po nagrodzeniu zwycięzców, przyszła kolej na losowanie
nagród. No powiem, że jak na próżno szukać mnie w czołówkach biegów, tak tutaj
zostałem wylosowany jako jeden z pierwszych. Wygrałem leżak. Prowadzący
zażartował, że przy moim stylu, to za rok mogę sobie na trasę polecieć z tym
leżakiem 😉🙃.
Zdecydowanie zbyt szybko upłynął mój pobyt w Cisiach.
Świetnie się bawiłem i już z ciekawością czekam czym organizatorzy zaskoczą nas
na piątej edycji. Rozumiem, że obecność orkiestry, urozmaiconego wyżywienia i
miejsca do skoków nie podlega dyskusji 👏. Las chyba też zostanie 😉. Żarty żartami,
ale poziom organizacji tych zawodów jest bardzo wysoki 👍🥇.
Prezesowi Marcinowi dziękuję za ogarnięcie całości, ale wiem
że tymi zawodami żyła cała miejscowość i każdy dołożył do tego swoją małą, ale
znaczącą cegiełkę. I za to wszystko Szanowni Mieszkańcy Cisiów chciałbym Wam
serdecznie podziękować 👏👏👏.
W relacji, poza własnymi, wykorzystałem zdjęcia Michała Bednarczyka, Irminy
Kasprzyk, Krzysztofa Pawliszaka i Witka Kasprzyka – dziękuję 👏.
Dziękuję Justynie, że Chciało Ci się zrobić … face lifting 👏😉.
Byłam na 2 stopie i jest pan naj naj bardziej pozytywną osobą .Cieszył się pan wszystkim a na koniec wspominaliśmy pana do końca 🥰😘
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za te słowa 🤩 . I rozumiem, że za rok ponownie się widzimy na drugim stopie
UsuńBrawo Jacek! MOC. Mnie w tym roku zatrzymała kontuzja :(
OdpowiedzUsuńJa też z końcem roku przeszedłem operację łąkotki. Jak na razie jest dobrze, więc Tobie też życzę jak najszybszego wydobrzenia 👍
Usuń