Przejdź do głównej zawartości

Świąteczny tydzień

Często się mówi, że jaka Wigilia taki cały rok. A ja mam życzenie, żeby biegowo, cały nadchodzący rok był taki jak ostatni tydzień 2020 roku.

W Wigilię z samego rana, mimo padającego deszczu, znalazłem godzinkę aby wspólnie z córką Moniką i moim gończym polskim Codim pobiegać parę kilometrów po wielopolskich lasach. Była okazja na fajną rozmowę i przegonienie mojego gończego, który jak zwykle pierwszy czekał przy drzwiach na sygnał do wyjazdu w teren. Po takiej aktywności to i deszczowy dzień robi się weselszy, no i spalone kalorie robią miejsce na wigilijną wieczerzę.


A już w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia, z samego ranka, tradycyjne spotkanie naszej grupki biegowej Smaki Biegania na stacji kolejki wąskotorowej w Rybniku - Stodołach. Był drobny śnieżek, była chęć spalenia świątecznych kalorii, parę kilometrów przebiegniętych w grupie wesołych, pozytywnie zakręconych biegowych koneserów i było ... sporo świątecznych przysmaków z naszych stołów "na skosztowanie". Słodkości słodkościami, ale efekt świątecznego przejedzenia był nadto widoczny, bo największym wzięciem cieszyły się ... śledziki 😀
 



Następnego dnia (27 grudnia) z samego rana wybrałem się na "Biegowego przed(Sylwestra) na Równicy". Pojechałem zupełnie w ciemno, a bawiłem się jak w gronie dobrych znajomych. Uprzedzam, tańców tam nie było, ale skoro świt dwudziestka biegowych wariatów pobiegła spod Ośrodka "Kolejarz" w Ustroniu najdłuższym podbiegiem na Orłową i dalej na Równicę i zamykając pętelkę ponownie znaleźliśmy się w miejscu naszego startu. Zabawa była naprawdę wyśmienita i dopisało dosłownie wszystko : lekki mrozik i śnieg pod stopami, no może poza wiatrem, który dawał nam się we znaki. Za to podbieg na Orłową nie zawiódł i trzeba się było nieźle napocić, żeby się tam wdrapać.





Wtorek 29 grudnia, to było bardzo wyjątkowe pobieganie. Wybrałem się w towarzystwie Adriany i Joli na biegową wycieczkę po Gichcie. Człowiek się starzeje i robi się sentymentalny. Ale właśnie na Gichcie wspólnie z Adą zrobiłem pierwszą w życiu setkę. Mieliśmy ją robić w październiku, podczas wyjątkowego ultramaratonu "Leśna Doba". Z powodu pandemii impreza została przeniesiona na następny rok. Nas to jednak nie zniechęciło. W dniu i godzinie startu biegu, przy wietrze, zimnie i wciąż padającym deszczu, w październikowy dzień i noc wspólnie zrobiliśmy nasze 100 km, wspierani na pewnej części trasy przez Darka i Irka. Teraz przy wyjątkowo słonecznej pogodzie, przebiegliśmy po Gichcie kilkanaście kilometrów, odwiedzając miejsca związane z tamtym pamiętnym biegiem, a ja zastanawiałem się czy na oryginalnej "dobowej" trasie pod Łodzią uda nam się powtórzyć ten wynik.




I wreszcie przyszło zakończenie tego wyjątkowego świątecznego tygodnia. 30 grudnia, korzystając z dnia wolnego, kolejne pobieganie w górach. Miało być z moim synem Piotrem, ale niestety odniósł on drobną kontuzję podczas swojego wypadu na Stożek parę dni temu. I wtedy okazało się jak ważni są biegowi przyjaciele. Wieczorny telefon do Irka, który praktycznie bez namysłu zgodził się wspólnie ze mną wziąć na tapetę trasę rozgrywanego w lecie Górskiego Biegu Frassatiego. Wyruszyliśmy z Międzybrodzia Bialskiego, a potem na Gaiki, Magurkę Wilkowicką, Czupel i z powrotem do Międzybrodzia. Trasa bardzo wymagająca, praktycznie w 2/3 zamieniona na lodowisko, gdzie bardzo przydały się biegowe raczki. Widoki przecudne, a najbardziej to zapamiętam solidny podbieg na Magurkę i dosyć stromy 4-kilometrowy zbieg z Czupla do miejsca naszego startu. Akumulatory zostały solidnie naładowane i jestem pełen nadziei, że w drugiej połowie stycznia będzie można pobiegać w jakieś bardziej zorganizowanej formie. Irku dziękuję za dzisiejszy wypad.






A już taką wisienką na torcie i pewnym kluczem spinającym ten ostatni tydzień roku była przesyłka, która znalazła się w mojej skrzynce pocztowej i to adresowana do mojej córki. Znalazła się w niej statuetka za zajęcie 2 miejsca w swojej kategorii wiekowej w Biegu Między Pomnikami, który z 11 listopada został przeniesiony na 6 grudnia. Biegu, który był jej pierwszym oficjalnym startem. Moniko - wielkie gratulacje. Wiem, że Twoim żywiołem jest woda i tu dzielnie sprawujesz się jako ratownik, ale będę zaszczycony, jeśli od czasu do czasu zrobisz ze mną parę kilometrów. I tak z Moniką rozpocząłem ten ostatni tydzień roku to i z Moniką go zakończyłem.







Komentarze

Popularne posty z tego bloga

ULTRA BŁATNIA 24H CHARYTATYWNIE DLA KAZIA

  Ultra Błatnia 24 h miała swój mały jubileusz. Była to dziesiąta edycja i mój dziewiąty w niej udział. I zawsze, gdy potem piszę relację zauważam pewien fenomen, ale i paradoks. Ci sami organizatorzy (Madziu, Mati i Grzesiu – wybaczcie 😉, to nie jest przytyk), prawie ta sama trasa, w większości ci sami wariaci, którzy dwa razy do roku spotykają się przy słynnej wiacie w Jaworzu, nawet bufet tak samo doskonały 😋. A ja pisząc swoje wrażenia ze startu mam ten sam dylemat. Nie o czym tu znowu pisać, ale co wyrzucić, żeby relację zrobić krótszą, żeby nawet najwięksi fani mojego „talentu” wytrwali do końca opowiadania 😀. Nie inaczej było i tym razem. Mój przyjazd był w pewien sposób symboliczny. Koniec grudnia operacja łąkotki. Miesiąc później pierwszy asfaltowy start na „Dzikim Ultra”, tydzień później treningowe pohasanie z orgami po trasie biegu „Leśny Lament” (zawody 26 kwietnia) i wreszcie to co tygrysy (a może lwy😉) lubią najbardziej, kolejny tydzień i pierwsze górskie bieg...

ULTRA ZADEK - Dziki Orła Cień czyli 70 km na … kijkach

  Trzecia edycja Ultra ZADEK i mój trzeci w niej udział. O moich poprzednich startach w Key-Key napisałem już tysiące słów i pewnie teraz mógłbym napisać ponownie sążnistą relację. Ale całkiem niedawno przysłuchując się pewnej ważnej dla mnie dyskusji, ważnych dla mnie osób usłyszałem, że kluczowe jest … usystematyzowanie przekazu, cokolwiek to znaczy 😉. A dla Reclika znaczy to tyle, że z perspektywy trzech kolejnych startów można tę moją relację trochę … uporządkować, co nie znaczy, że stanie się przez to … krótsza 😀. Zdjęcie ze strony biegu  Stąd moi Drodzy Czytelnicy, cała prawda o ZADKU w … 15 punktach. Kolejność nie ma znaczenia, a może i … ma 😉. 1.     WYŻYWIENIE czyli zaczynamy od sprawy najważniejszej. Na te zawody nie trzeba brać niczego do jedzenia i mówi Wam to ... Reclik. Nie potrafię ogarnąć do końca proporcji między zadkowym bieganiem a zadkowymi bufetami 🤔😉. A w zasadzie co na ZADKU czemu służy 😂. Idealne rozmieszczenie bufetów co 10 kilometr...

10. Jubileuszowy BIEG O ZŁOTĄ SZYSZKĘ

  Wstyd mi to przyznać, ale co roku na „Bieg o Złotą Szyszkę” wybierałem się jak sójka za morze. Zawsze coś stawało na przeszkodzie, abym pojawił się na starcie tego biegu, którego start zlokalizowany był w Bystrej - urokliwej miejscowości w Beskidzie Śląskim. Wreszcie postanowione, na dziesiątej, jubileuszowej edycji nie może mnie zabraknąć 😀. Gdy wyjeżdżałem rano z Rybnika, termometr wskazywał tylko cztery stopnie na plus, ale ostre słońce i błękitne niebo zwiastowały piękną pogodę. Gdy GPS pokazywał niecały kilometr do biura zawodów, zaparkowane gęsto samochody były najlepszym dowodem na to, że poruszam się we właściwym kierunku 😀.  Swoje pierwsze kroki skierowałem przed Hotel Magnus Resort. Byłem w Bystrej pierwszy raz w życiu, ale dokładnie trzydzieści lat temu, w tym miejscu, kręcony był finał teleturnieju organizowanego przez TVP Katowice „Matka i Córka”, w którym wystąpiły ... moja teściowa i moja żona. Ciekawe, czy ktoś pamięta jeszcze ten teleturniej ? Stąd przed...