Często się mówi, że jaka Wigilia taki cały rok. A ja mam życzenie, żeby biegowo, cały nadchodzący rok był taki jak ostatni tydzień 2020 roku.
W Wigilię z samego rana, mimo padającego deszczu, znalazłem godzinkę aby wspólnie z córką Moniką i moim gończym polskim Codim pobiegać parę kilometrów po wielopolskich lasach. Była okazja na fajną rozmowę i przegonienie mojego gończego, który jak zwykle pierwszy czekał przy drzwiach na sygnał do wyjazdu w teren. Po takiej aktywności to i deszczowy dzień robi się weselszy, no i spalone kalorie robią miejsce na wigilijną wieczerzę.
Wtorek 29 grudnia, to było bardzo
wyjątkowe pobieganie. Wybrałem się w towarzystwie Adriany i Joli na biegową
wycieczkę po Gichcie. Człowiek się starzeje i robi się sentymentalny. Ale
właśnie na Gichcie wspólnie z Adą zrobiłem pierwszą w życiu setkę. Mieliśmy ją
robić w październiku, podczas wyjątkowego ultramaratonu "Leśna Doba".
Z powodu pandemii impreza została przeniesiona na następny rok. Nas to jednak
nie zniechęciło. W dniu i godzinie startu biegu, przy wietrze, zimnie i wciąż
padającym deszczu, w październikowy dzień i noc wspólnie zrobiliśmy nasze 100
km, wspierani na pewnej części trasy przez Darka i Irka. Teraz przy wyjątkowo
słonecznej pogodzie, przebiegliśmy po Gichcie kilkanaście kilometrów,
odwiedzając miejsca związane z tamtym pamiętnym biegiem, a ja zastanawiałem się
czy na oryginalnej "dobowej" trasie pod Łodzią uda nam się powtórzyć
ten wynik.
I wreszcie przyszło zakończenie tego wyjątkowego świątecznego tygodnia. 30 grudnia, korzystając z dnia wolnego, kolejne pobieganie w górach. Miało być z moim synem Piotrem, ale niestety odniósł on drobną kontuzję podczas swojego wypadu na Stożek parę dni temu. I wtedy okazało się jak ważni są biegowi przyjaciele. Wieczorny telefon do Irka, który praktycznie bez namysłu zgodził się wspólnie ze mną wziąć na tapetę trasę rozgrywanego w lecie Górskiego Biegu Frassatiego. Wyruszyliśmy z Międzybrodzia Bialskiego, a potem na Gaiki, Magurkę Wilkowicką, Czupel i z powrotem do Międzybrodzia. Trasa bardzo wymagająca, praktycznie w 2/3 zamieniona na lodowisko, gdzie bardzo przydały się biegowe raczki. Widoki przecudne, a najbardziej to zapamiętam solidny podbieg na Magurkę i dosyć stromy 4-kilometrowy zbieg z Czupla do miejsca naszego startu. Akumulatory zostały solidnie naładowane i jestem pełen nadziei, że w drugiej połowie stycznia będzie można pobiegać w jakieś bardziej zorganizowanej formie. Irku dziękuję za dzisiejszy wypad.
A już taką wisienką na torcie i pewnym kluczem spinającym ten ostatni tydzień roku była przesyłka, która znalazła się w mojej skrzynce pocztowej i to adresowana do mojej córki. Znalazła się w niej statuetka za zajęcie 2 miejsca w swojej kategorii wiekowej w Biegu Między Pomnikami, który z 11 listopada został przeniesiony na 6 grudnia. Biegu, który był jej pierwszym oficjalnym startem. Moniko - wielkie gratulacje. Wiem, że Twoim żywiołem jest woda i tu dzielnie sprawujesz się jako ratownik, ale będę zaszczycony, jeśli od czasu do czasu zrobisz ze mną parę kilometrów. I tak z Moniką rozpocząłem ten ostatni tydzień roku to i z Moniką go zakończyłem.
Komentarze
Prześlij komentarz