Przejdź do głównej zawartości

Spontany są najlepsze 3 czyli pan R na pierwszej lekcji Nordic Walking z Czantorią w tle

Są przypadkowe spotkania, które przeradzają się później w serdeczne znajomości. Tak właśnie było w tej historii. Z Arkiem i jego przyjaciółmi pobiegałem na Klimczok w styczniu, na Błatnią w lutym, natomiast w marcu, a dokładnie 23 dnia tego miesiąca pomaszerowałem z żoną Arka – Iwoną na Czantorię. 


I nie było to przypadkowe maszerowanie, tylko moja pierwsza lekcja Nordic Walking z profesjonalnym trenerem.  

Wśród wielu osób, które w sposób szczery i spontaniczny wspomogły „ULTRA BŁATNIA TRENING 24 H Charytatywnie DLA WOJTUSIA” była Iwona Juzof, która zaoferowała lekcję Nordic Walking. Ja na kompletnym spontanie skorzystałem z tej oferty. Zasiliłem konto Wojtusia i … już mogłem poczuć się jak uczeń rzucony na głęboką wodę 😱.

To było fantastyczne popołudnie. Przez Poniwiec dotarliśmy na Wielką Czantorię. Pogoda była idealna na taką lekcję. Niezbyt zimno, bezwietrznie. Mnóstwo śniegu. I tylko gęsta mgła trochę przeszkadzała w podziwianiu widoków.





Iwona okazała się bardzo kompetentnym i  wyrozumiałym nauczycielem, a ja niestety mało pojętnym uczniem. Przekaz mojego nauczyciela wyglądał mniej więcej tak – nie chodź zgarbiony, wyprostuj się, pracuj barkiem, wydłuż krok, kijki trzymaj równolegle, dlaczego ty tak niepotrzebnie szybko idziesz 😂😅. Ja naprawdę się starałem, ale wychodziło mi to tak średnio. Sam miałem do siebie bardzo krytyczny stosunek, bo zawodziła u mnie przede wszystkim koordynacja. Jak udawało mi się opanować jedno polecenie, to zaraz poległem w innym. Cóż bieganie jest dużo prostsze 😅.




Na szczęście na 100 napotkanych osób, tak z 95 znało Iwonę, więc podczas jej króciutkich pogawędek, ja na sucho starałem się  opanować przynajmniej podstawy Nordic Walking 😂.



Czas mijał nam bardzo szybko, pod szczytem Czantorii dokonałem pamiątkowego wpisu do zeszytu i niczym balsam spłynęło na mą duszę stwierdzenie Iwony – do szczytu maszerowaliśmy, z powrotem polecimy. I to rozumiem 😅. Kijki pod pachy i szybki zbieg na dół. Myślę, że jednak bieganie to jeszcze będzie mój żywioł na najbliższy czas.






Ale kijkom nie mówię „nie”. Na pewno wykorzystam przekazaną wiedzę, aby polepszyć moją technikę posługiwania się kijkami, podczas górskiego biegania i przez to być mniej niebezpieczny dla współtowarzyszy biegania.





Ta moja lekcja to był także fajny czas spędzony na rozmowach, bo oczywiście tempo było konwersacyjne. Iwonko dziękuję i za te sympatyczne dialogi - bo przecież my jesteśmy z tych, co nam się usta nie zamykają 😀.




Iwonko, nie wiem czy zasłużyłem na takie skromne „dostateczny”, ale sama musisz przyznać, że to czego nie zaliczyłem w przedmiocie „nordic”, nadrabiałem w przedmiocie „konwersacje” 😂.

Bardzo dziękuję za ten niezwykły czas i pouczającą lekcję.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

ULTRA BŁATNIA 24H CHARYTATYWNIE DLA KAZIA

  Ultra Błatnia 24 h miała swój mały jubileusz. Była to dziesiąta edycja i mój dziewiąty w niej udział. I zawsze, gdy potem piszę relację zauważam pewien fenomen, ale i paradoks. Ci sami organizatorzy (Madziu, Mati i Grzesiu – wybaczcie 😉, to nie jest przytyk), prawie ta sama trasa, w większości ci sami wariaci, którzy dwa razy do roku spotykają się przy słynnej wiacie w Jaworzu, nawet bufet tak samo doskonały 😋. A ja pisząc swoje wrażenia ze startu mam ten sam dylemat. Nie o czym tu znowu pisać, ale co wyrzucić, żeby relację zrobić krótszą, żeby nawet najwięksi fani mojego „talentu” wytrwali do końca opowiadania 😀. Nie inaczej było i tym razem. Mój przyjazd był w pewien sposób symboliczny. Koniec grudnia operacja łąkotki. Miesiąc później pierwszy asfaltowy start na „Dzikim Ultra”, tydzień później treningowe pohasanie z orgami po trasie biegu „Leśny Lament” (zawody 26 kwietnia) i wreszcie to co tygrysy (a może lwy😉) lubią najbardziej, kolejny tydzień i pierwsze górskie bieg...

ULTRA ZADEK - Dziki Orła Cień czyli 70 km na … kijkach

  Trzecia edycja Ultra ZADEK i mój trzeci w niej udział. O moich poprzednich startach w Key-Key napisałem już tysiące słów i pewnie teraz mógłbym napisać ponownie sążnistą relację. Ale całkiem niedawno przysłuchując się pewnej ważnej dla mnie dyskusji, ważnych dla mnie osób usłyszałem, że kluczowe jest … usystematyzowanie przekazu, cokolwiek to znaczy 😉. A dla Reclika znaczy to tyle, że z perspektywy trzech kolejnych startów można tę moją relację trochę … uporządkować, co nie znaczy, że stanie się przez to … krótsza 😀. Zdjęcie ze strony biegu  Stąd moi Drodzy Czytelnicy, cała prawda o ZADKU w … 15 punktach. Kolejność nie ma znaczenia, a może i … ma 😉. 1.     WYŻYWIENIE czyli zaczynamy od sprawy najważniejszej. Na te zawody nie trzeba brać niczego do jedzenia i mówi Wam to ... Reclik. Nie potrafię ogarnąć do końca proporcji między zadkowym bieganiem a zadkowymi bufetami 🤔😉. A w zasadzie co na ZADKU czemu służy 😂. Idealne rozmieszczenie bufetów co 10 kilometr...

10. Jubileuszowy BIEG O ZŁOTĄ SZYSZKĘ

  Wstyd mi to przyznać, ale co roku na „Bieg o Złotą Szyszkę” wybierałem się jak sójka za morze. Zawsze coś stawało na przeszkodzie, abym pojawił się na starcie tego biegu, którego start zlokalizowany był w Bystrej - urokliwej miejscowości w Beskidzie Śląskim. Wreszcie postanowione, na dziesiątej, jubileuszowej edycji nie może mnie zabraknąć 😀. Gdy wyjeżdżałem rano z Rybnika, termometr wskazywał tylko cztery stopnie na plus, ale ostre słońce i błękitne niebo zwiastowały piękną pogodę. Gdy GPS pokazywał niecały kilometr do biura zawodów, zaparkowane gęsto samochody były najlepszym dowodem na to, że poruszam się we właściwym kierunku 😀.  Swoje pierwsze kroki skierowałem przed Hotel Magnus Resort. Byłem w Bystrej pierwszy raz w życiu, ale dokładnie trzydzieści lat temu, w tym miejscu, kręcony był finał teleturnieju organizowanego przez TVP Katowice „Matka i Córka”, w którym wystąpiły ... moja teściowa i moja żona. Ciekawe, czy ktoś pamięta jeszcze ten teleturniej ? Stąd przed...