Przejdź do głównej zawartości

II Bieg Barbórkowy o Puchar Wójta Gminy Marklowice. 20,7 km.


14 sierpnia 2021. II Bieg Barbórkowy o Puchar Wójta Gminy Marklowice. 20,7 km. Po wczorajszym biegu w … japonkach, dzisiaj w połowie sierpnia przyszło mi uczestniczyć w Biegu Barbórkowym. Tak nie pomyliłem się. W grudniu i w kolejnych miesiącach, gdy w Polsce szalała kolejna fala koronawirusa, bieg musiał zostać przełożony. Znalazł swe miejsce właśnie teraz.

W Marklowicach, mimo że leżą bliziutko Rybnika, biegałem po raz pierwszy. Zebraliśmy się w pięknym rekreacyjnie miejscu – nad Zbiornikiem Orka, który jak się później okazało był rajem dla wędkarzy, rowerzystów, spacerowiczów  i nas biegaczy.




I tak się zastanawiam, czy organizatorzy nie mieli jakiegoś ukrytego celu organizując górniczy bieg o takim czasie. Godzina 16.00, było gorąco i duszno, trasa mocno pofałdowana, w niektórych miejscach sporo kurzu – chcieli nam chyba stworzyć skromną tylko namiastkę warunków panujących na kopalniach. Przyznam się, że zawsze jestem pod ogromnym wrażeniem osób pracujących kilkaset metrów pod ziemią. Mam wśród znajomych sporo górników – biegaczy, których serdecznie, z okazji Biegu Barbórkowego, pozdrawiam.


Od razu wiedziałem, że to będzie fajny bieg widząc Kasię w biurze zawodów. Była okazja do wręczenia izotonika 😉 jako dla laureatki mojego zaległego prywatnego konkursu, ale była przede wszystkim okazja aby wesoło pogadać. Nie mogłem także pominąć Karoliny i Daniela. Karolina to wie najlepiej jak obchodzić swoje urodziny – tylko na biegowo 😀👍.



Jak napisali sami organizatorzy, edycja była limitowana, wystartowało łącznie 70 zawodników na dystansach 10 km i 20 km. To znaczy na dystansie 20 kilometrów wystartowali tylko wariaci  (w tym ja 😂), normalni w tych warunkach wybrali dyszkę.

Biegaliśmy po przeszło pięciokilometrowych pętlach. Co mogę powiedzieć o samej trasie. Pierwsze trzy kilometry były lekko pofałdowane, ale była to praktycznie patelnia. Człowiek po pierwszych kilkuset metrach był już mokry i czuł się trochę tak, jak ryba wyciągnięta z wody. Następne dwa kilometry to było wbiegnięcie w las, gdzie łapaliśmy cień, ale w zamian otrzymywaliśmy ostrą jazdę w dół i do góry. Potem już przebiegnięcie obok pola kukurydzy i znajomy widok wiaty przy zbiorniku, prawie na wyciągnięcie ręki, ale tu jeszcze czekała runda honorowa wokół parkingu.






Za każdym razem jak wbiegałem na końcówkę pętli, mogłem liczyć na solidne zmoczenie mojej głowy w wykonaniu własnym lub organizatorów 😂, którzy śmiali się, że takie rzeczy tylko dlatego, że wykupiłem specjalny wodny pakiet, a na mecie to już był kompletny śmigus-dyngus w wykonaniu niezastąpionej Kasi.


Co jeszcze zapamiętam z tego biegu. Kilkusetmetrowy bieg za potężnym kombajnem. Wjechał znienacka na trasę biegu i swoimi parametrami spowodował, że nie sposób go było ominąć. Tak więc miałem w gratisie kurz oraz ciepło i spaliny wydobywające się z rury wydechowej.


Zapamiętam także ostatnią pętlę w towarzystwie Wiolety. Ona jako jedyna z kobiet porwała się na ten piekielny, dwudziestokilometrowy dystans. Fajnie nam się pogadało i potowarzyszyło na ostatnich kilometrach. Troszkę żeśmy się potasowali, ale to Ona ostatecznie była lepsza – gratuluję tego i poziomu motywowania innych do wysiłku 👏.




Na mecie czekały na nas medale, ale i puchary dla zwycięskiej trójki na poszczególnych dystansach wręczane przez Wójta Marklowic. Mnie tam oczywiście wśród nich nie było 😉.




Jednak moja sława kroczy przede mną. Gdy na zakończenie organizatorzy pytali się czy trasa była dobrze oznakowana, nie omieszkali zapytać mnie jako eksperta w tej dziedzinie. I gdy odrzekłem, że wszystko było ok i się nie zgubiłem, po prostu za podsumowanie wystarczyła parafraza łacińskiej sentencji  „Reclik przemówił, sprawa skończona” 😂.

Potem jeszcze ciepły, wegański posiłek. I mogłem powoli wracać po biegu do domu. Biegu, który do łatwych się nie zaliczał, a pogoda swoje dołożyła. Dostałem mocno w kość, a jednak dałem radę słabościom. Przekroczenie linii mety smakuje wtedy wyjątkowo.


Dziękuję Formie Wodzisław za organizację biegu 👏👏👏. Podziwiam Was za to, że niezmiennie Wam się chce. Robicie fajne, kameralne biegi. Pokazujecie piękno Ziemi Wodzisławskiej, w tym miejsca, do których dzięki mojej orientacji w terenie, nigdy bym nie trafił. Na pewno skorzystam z kolejnych zaproszeń.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

ULTRA BŁATNIA 24H DLA FILIPKA

  Z wiekiem człowieka łapią różne przypadłości, na jedną z takich, chyba już nieuleczalnych, zapadłem jakiś czas temu. W leksykonie chorób szczególnie dokuczliwych figuruje ona pod łacińską nazwą „Ultra Błatnia Vigintiquatuor horas caritatis”, co po polsku znaczy „Ultra Błatnia Charytatywnie 24 h” 😉😱😂. Gdy kilka lat temu trochę z przypadku, trochę z ciekawości zawitałem na tę imprezę dzięki zaproszeniu szalenie zakręconej pary młodych ludzi czyli Iwony i Arka Juzof, to przez myśl mi nie przyszło, że już po pierwszym starcie, w moim biegowym kalendarzu na stałe zagości zimowa i letnia edycja tej imprezy. Aby gościć na tegorocznej letniej edycji poświęciłem wiele. Ultra Błatnia została przeniesiona z czerwca na sam początek września. A początek września to także początek roku szkolnego. A już miałem zacząć studia na Uniwersytecie "Piątego" Wieku na kierunku „Topografia i orientacja w terenie”, na specjalizacji „Biegi i bufety, ze szczególnym uwzględnieniem limitów i kalori

ULTRA BŁATNIA 24H DLA KSAWEREGO

  Moja kolejna relacja z Błatniej. I pewnie myślicie co nowego można napisać z imprezy, która odbywa się dwa razy do roku i na której od wielu lat się bywa ? A ja niezmiennie odpowiadam, zawsze mam potężne dylematy co pominąć, co skrócić, bo tak wiele się dzieje. I zawsze straszę Magdalenę, Mateusza i Grzegorza, że zostanę tu kiedyś pełną dobę i napiszę … epicką relację 😱😂. I Oni zawsze słuchają tej mojej zapowiedzi z przerażeniem w oczach. I bynajmniej nie martwią się rozmiarami mojej opowieści, ale tym, czy ten dobrze zaopatrzony bufet byłby w stanie wytrzymać moje wizyty przez całą dobę 😂😋. Nie uwierzycie, ale robiąc te kilometry na poszczególnych pętlach, przyplątała się do mnie pewna szlagierowa piosenka zespołu Baciary, którą usłyszałem na jakimś plenerowym festynie poprzedzonym biegiem. Przyplątała się i odczepić nie mogła 😉. I już oczyma wyobraźni słyszę te głosy oburzenia – Reclik ty słuchasz takich piosenek ? 😱 A ja zawsze zastanawiam się jak to możliwe, że piosenka

10. Jubileuszowy BIEG O ZŁOTĄ SZYSZKĘ

  Wstyd mi to przyznać, ale co roku na „Bieg o Złotą Szyszkę” wybierałem się jak sójka za morze. Zawsze coś stawało na przeszkodzie, abym pojawił się na starcie tego biegu, którego start zlokalizowany był w Bystrej - urokliwej miejscowości w Beskidzie Śląskim. Wreszcie postanowione, na dziesiątej, jubileuszowej edycji nie może mnie zabraknąć 😀. Gdy wyjeżdżałem rano z Rybnika, termometr wskazywał tylko cztery stopnie na plus, ale ostre słońce i błękitne niebo zwiastowały piękną pogodę. Gdy GPS pokazywał niecały kilometr do biura zawodów, zaparkowane gęsto samochody były najlepszym dowodem na to, że poruszam się we właściwym kierunku 😀.  Swoje pierwsze kroki skierowałem przed Hotel Magnus Resort. Byłem w Bystrej pierwszy raz w życiu, ale dokładnie trzydzieści lat temu, w tym miejscu, kręcony był finał teleturnieju organizowanego przez TVP Katowice „Matka i Córka”, w którym wystąpiły ... moja teściowa i moja żona. Ciekawe, czy ktoś pamięta jeszcze ten teleturniej ? Stąd przed wyjazdem