To nie będzie relacja po
„reclikowemu”. Wszystko co miałem do powiedzenia na temat biegania w Róży – Lesie
Karolewskim znajdziecie w ubiegłorocznej relacji zachęcam do poczytania : https://smakibiegania1.blogspot.com/2021/10/ultramaraton-lesna-doba.html
Tym razem przygotowałem relację, w której bardziej skupiam się na osobach tworzących to niecodzienne biegowe wydarzenie - organizatorach, zwycięzcach, uczestnikach.
W tym roku pojechałem na Leśną Dobę wzbogacony o wiedzę z 2021 roku. Z liczniejszą ekipą, bo poza Darkiem, były ze mną Ewa i Ada. Pojechałem kolejny raz, no właśnie po co ? Co takiego jest w tych zawodach, że w biegowej mizerii, gdzie sporo imprez bezpowrotnie znika z kalendarza, a w wielu przypadkach frekwencja leci na łeb na szyję, tutaj zapisy na bieg kończyły się po jednym dniu, a na kijki po dniach paru ?
Zastanawia mnie to bardzo i w zasadzie trudno to rozebrać na czynniki pierwsze i przeanalizować. Pętla w lesie o długości 12.3 kilometra, ktoś powie, wielka mi rzecz w najbliższej sobie okolicy coś takiego wyznaczyć. Salka w remizie ochotniczej straży pożarnej, gdzie karimaty i śpiwory uczestników stłoczone były, że szpilki nie wetkniesz – jedni spali głośno chrapiąc, inni spożywali posiłek, a jeszcze inni przebierali np… skarpetki 😉. Jedzenie – urozmaicone, smaczne, na bieżąco uzupełniane, no ale nikt mi nie wmówi, że lata przez 24 h z powodu bufetów na biegu 😋. Celowo i z pewną przekorą piszę o powyższych sprawach, bo fenomen Leśnej Doby skutecznie opiera się takim chłodnym porównaniom.
Gdyby spytać uczestników dlaczego jadą na Leśną Dobę, pewnie odpowiedzi byłyby różne i nawet nie podejmuję się ich tutaj wyliczać.
Gdyby spytać Jacka Reclika
dlaczego kolejny raz wybrał się na ten ultramaraton, odpowiedź byłaby jedna –
LUDZIE. I właśnie o tych ludziach będą kolejne akapity tej historii. Z góry
przepraszam, że wszystkich spotkanych i poznanych tutaj osób nie wymienię, ale
liczę, że to nie był mój ostatni pobyt w tym miejscu i będę mógł dopisać
kolejne „różane” historie.
PIOTRUŚ zwany OJCEM DYREKTOREM
Piotrze przepraszam za te
zdrobnienia, ale zadziałała tutaj zasada wzajemności. Skoro po zakończeniu
pętli byłem witany „Jacuś, wszystko ok ?”, to mogłem jako osoba starsza
odpowiedzieć „Jak najbardziej Piotruś” 😉. Przygotowanie każdego biegu, to wysiłek
wielu osób. Ale też zawsze musi być ktoś, kto tym wszystkim zawiaduje. I taką
osobą jest właśnie Piotr. Cenię go za profesjonalizm, uśmiech, opanowanie. Ale
przede wszystkim, za familijne i ciepłe podejście do każdego uczestnika. I tego
pierwszego z pierwszego miejsca, ale i tego z miejsca ostatniego. Mam wrażenie, że
takim podejściem zaraził wszystkich swoich współpracowników (a może to Oni
zarazili Jego 😉). W każdym razie, o każdej porze dnia i nocy, i w każdym miejscu mogliśmy
liczyć na obsługę, dobry humor, wsparcie i pomoc na najwyższym poziomie. I za to Wam
wszystkim bardzo dziękuję 👏👏👏.
EWA I DAREK
Przestałem liczyć biegi, w których
razem uczestniczyliśmy. Zatraciłem się już w szaleństwach, w których braliśmy
udział 😅. A przecież jesteśmy statecznymi ludźmi, w poważnym wieku 😉. Ale jak
przychodzi RUN, to u nas od razu pojawia się w komplecie i FUN. Darek w ostatnim
momencie, w zastępstwie, pojechał ze mną w zeszłym roku na Leśną Dobę. Ale już
w tym roku był jednym z pierwszych zapisanych. I chyba z tej radości …
zapomniał zapisać małżonkę 😂. Jak nadeszła chwila refleksji, to Ewa i owszem,
znalazła się na liście, ale … nordic walking 😀. Ja bym i może wpadł w panikę. A
Ona poza dyspozycją zakupu kijków, uznała że nie ma sprawy i podejmie wyzwanie.
Spotykaliśmy się na trasie, przybijaliśmy piątki, mijając się, dodawaliśmy sobie otuchy. A nawet dwie pętle udało nam się pokonać razem. Czy było Im ciężko ? Podejrzewam, że tak. A jednak przez cały wspólny dystans nie usłyszałem słowa narzekania. Były za to wesołe rozmowy, zdjęcia na trasie i … uważanie na mnie, gdy w środku nocy, na prostym, dwukilometrowym i doskonale oznakowanym odcinku, nagle bez powodu skręciłem sobie w prawo 😂.
24 godziny to konkretny limit.
Był więc u Nich czas na pokonywanie kilometrów, był czas na sen, ale co chyba
najtrudniejsze, był czas na opuszczenie ciepłej sali w remizie i ponowne
wyruszenie na trasę.
Dziękuję Wam za kolejne wspólne zawody. Za wszystkie emocje, które nam towarzyszyły. Darku spoglądając na Twoje pełne odcisków stopy, podziwiam Cię, że dałeś radę zrobić ostatnie dwie pętle. Ewo, tak jak Ciebie lubię, ale za numer z zupą, który wycięłaś powinnaś dostać dodatkową rundę do zrobienia 😉. Sześć godzin od rozpoczęcia biegu, pora wydawania żurku, kilkadziesiąt par głodnych oczu, kocioł stoi, a zupa jak nie może się podgrzać, tak nie może. Wreszcie jeden z organizatorów sprawdza podłączenie kabla do kotła, a tam w gniazdku kabelek owszem i jest, ale … z ładowarki telefonu Ewy. Ewo miałaś wtedy pięć minut chwały, jak wywołana przez Organizatora odbierałaś swoją własność 😂😂😂.
Pełen szacunek za osiągnięte przez Was wyniki : Ewa – 61,5 km (najdłuższy dystans, jaki kiedykolwiek pokonała podczas zawodów), Darek – 86,10 km (najdłuższy pokonany dystans w tym roku) 👏👏👏.
Ogromnie wierzę, że po pełnej
regeneracji, będę mógł w dalszym ciągu liczyć na Wasze towarzystwo i tę samą wyrozumiałość 👍.
ADRIANA
Tutaj historia zatoczyła ogromne
koło. Dwa lata temu, byliśmy wspólnie zapisani na ten bieg, który z powodu
covidu został odwołany. I wtedy Ada, w terminie ULD zorganizowała nam prywatne
ultra. Było wszystko jak należy, nawet teren był bardzo zbliżony do terenów
Róży, tyle że nazywał się Gichta. Z łezką w oku wspominam tamten bieg, w którym
w ciągu niecałych 19 godzin pokonaliśmy 100 kilometrów. I teraz po dwóch latach
Ada miała okazję zmierzyć się z „oryginalną” Leśną Dobą.
Kilka razy złapałem Ją na stwierdzeniu jak bardzo Las Karolewski przypomina Gichtę (Pojezierze Palowickie). Zdecydowaną większość mojego dystansu pokonałem w Jej towarzystwie. Byłem ogromnie ciekaw jak Jej pójdzie, bo najdłuższy tegoroczny dystans, jaki pokonała, to było 45 km. Poszło rewelacyjnie, bo 86,10 km w 17 godzin, świadczy o dobrej kondycji i wytrzymałości. Jest zarazem Jej najdłuższym pokonanym dystansem podczas oficjalnych zawodów. Ada duże gratulacje ode mnie 👏👏👏.
Sama wiesz, że były i kryzysy i chwile zwątpienia, ale z pewną konsekwencją parłaś do przodu. Znasz siebie najlepiej i założyłaś, że większe przerwy nie będą Ci służyć, stąd w jednym ciągu chciałaś zrobić najdłuższy możliwy dystans.
Dziękuję za te wspólne wiele kilometrów. Starałem się być dobrym kompanem tej ultrasowej przygody. Możesz być dumna z Twojego osiągnięcia, bo ta ilość pokonanych przez Ciebie kilometrów robi ogromne wrażenie 👍.
No i dziękuję za pilnowanie pory wydawania ciepłych posiłków i takie sterowanie tempem biegu, że zawsze mogłem jako jeden z pierwszych ustawić się w kolejce do kotła 😋. Wiesz jakie to dla mnie ważne 😉😀.
MARIUSZ – KUYAVIAN COYOT
Mariusz był zwycięzcą
ubiegłorocznej edycji. Tak się złożyło, że poznałem wtedy także Jego żonę,
Sylwię, która robiła relację fotograficzną z imprezy. Fantastyczne małżeństwo
wzajemnie się wspierające w działaniach 👏. Filozofia biegania Mariusza jest mi
ogromnie bliska. Przez cały rok pisaliśmy do siebie, komentowaliśmy nasze
starty i motywowaliśmy się przed zawodami. I powiem szczerze, że bardzo
cieszyłem się na spotkanie podczas Leśnej Doby. Już przed biegiem miałem okazję
fajnie pogadać i poznać znajomych Mariusza.
Potem gdy dublował mnie na trasie zawsze znajdowaliśmy czas, aby zamienić chociaż po zdaniu. Jednak najlepsze było to, co spotkało mnie na moim ostatnim okrążeniu, ale co dla Niego mogło skończyć się zawałem 😱😉. Biegłem już wtedy sam i postanowiłem trochę przyśpieszyć. Nagle widzę, że doganiam Mariusza. Jednak On myślał, że takim tempem zbliża się do niego zawodnik z drugiego miejsca. On próbował odskoczyć, ja próbowałem Go złapać, co mi się w końcu udało, jakieś pięć kilometrów przed zakończeniem pętli 😅. Kamień z serca, który spadł mu z serca i westchnienie ulgi, że to tylko ja, rozniosło się głośnym echem po lesie 😉😂. Potem następne parę kilometrów pokonaliśmy wspólnie, wesoło i do woli rozmawiając sobie. A ja mogłem przy okazji, ogrzać się trochę w blasku Mistrza, bo wynik Mariusza – blisko 200 km jest fenomenalny, rewelacyjny i niesamowity 👏👏👏. Mariusz moje ogromne gratulacje za zdobycie pierwszego miejsca i do zobaczenia na kolejnym biegu.
Jak zawsze możesz liczyć na moje mocne trzymanie kciuków za Twoje starty, bo właśnie takie osoby jak Ty, są dla mnie wzorem biegacza-amatora. I tak sobie kombinuję, żeby za rok tak ustawić mój bieg, aby towarzyszyć Ci na Twojej ostatniej pętli, oczywiście wcześniej dokładnie opiszę Ci, jaki będę miał strój, żeby znowu nie wprawić Cię o palpitację serca, bo Sylwia by mi chyba tego nie wybaczyła 😉😃.
MONIKA
Kompletnie przypadkowa znajomość
podczas ubiegłorocznej ULD. Jak Tyś to wtedy napisała : „Zrobiłem Ci dzień” 😃,
ale musisz zrozumieć, że ilość Tomali na Leśnej Dobie nie może być mniejsza niż jeden 😉.
A jednak ta nasza znajomość przetrwała próbę czasu 👍. Tegoroczne spotkanie nie
było już przypadkowe, był czas na kilka wesołych rozmów, podzielenie się
planami na przyszłość i … czyżby wspólny start na następnej Dobie ? Serdecznie
pozdrawiam i gratuluję tegorocznych kilometrów 👏.
EDYTA
Z Edytą przebiegłem ostatnie
kilometry ULD 2021. Jako nieliczni zdecydowaliśmy wtedy, że nasz bieg
zakończymy na punkcie pomiaru czasu zlokalizowanym na trasie, a nie w biurze
zawodów. Edyta wygrała wtedy wśród kobiet, a ja miałem okazję sympatycznie
pogadać przez te parę kilometrów. Teraz spotkaliśmy się po raz trzeci, bo
jeszcze w międzyczasie zawitałem do Jej rodzinnych Pabianic, aby wziąć udział w
UltraPark Weekend. Edytko cieszę się z tego spotkania, jestem pod wrażeniem
przebytych kilometrów i do zobaczenia 👏👍.
Na koniec trochę o sobie, czyli … JACEK
To była naprawdę długo wyczekiwana okazja do solidnego pobiegania w towarzystwie bliższych i dalszych znajomych. Jakoś tak rzadko zdarza mi się wyjeżdżać kilkaset kilometrów od domu na zawody, w których już brałem udział. Tutaj uczyniłem to bez wahania. Czy przyjeżdżałem tutaj z jakimś planem ? Może i tak, ale jak zawsze to życie pisze scenariusze i nie zawsze są one takie jakbyśmy chcieli.
Zrobiłem 110,7 km i ogromnie się cieszę z tego wyniku. Nie dopadł mnie jakiś kryzys czy większe zmęczenie. Moje charakterystyczne "znaki firmowe" zadziałały – była więc i „Klątwa Reclika” w postaci deszczu, ale niezbyt długiego 😀. Była i solidna gleba, ale więcej było strachu i zabrudzenia niż bólu 😅. Był wreszcie i moment zagubienia się na trasie. Jak to można było przy tak doskonałym oznakowaniu uczynić i to jeszcze na ósmej pętli, tego nawet ja nie rozumiem 😂. Na szczęście dobre duszyczki w postaci Ewy i Darka czuwały 👍. Nie będę się też chwalił, że nawet przez chwilę nie zmrużyłem oka, bo to akurat zrobiłem z troski o innych uczestników. Przy moim głośnym chrapaniu, to ja może i bym się wyspał, ale już cała sala nie 😂.
Leśna Doba po raz drugi okazała się fajną przygodą i cennym doświadczeniem. Dziękuję Ewie, Adzie i Darkowi ze Smaków Biegania, którzy pojechali ze mną na ten bieg. Dziękuję za Waszą wyrozumiałość, dobry humor, energię 👏. Często się pisze, że podczas ultra nie da się współpracować, że ultra wymaga samotności. Ale spotykając na trasie innych uczestników jakoś nie znajdowałem pełnego potwierdzenia tych tez. Sporo było duetów czy nawet większych grupek pokonujących wspólnie kolejne kilometry. A może to taki urok ULD ?
Ogromnie się cieszyłem, że wybraliśmy się w czwórkę. Moje bieganie nie jest do końca normalne i nie daje się wpiąć w jakieś schematy. Lubię towarzystwo podczas biegu, lubię pogadać w bufetach, lubię podziwiać napotkane miejsca na trasie. Stąd doceniam to, że podczas 21 godzin mojego biegu, można było policzyć minuty, podczas których trasę pokonywałem samotnie 👍.
Bo bieg dla mnie to nie tylko trasa od startu do mety, ale również wszystko to co się dzieje przed, w trakcie i po. I fajnie jest mieć w tym wszystkim wypróbowane towarzystwo. I chyba tym tropem myślenia poszła zdecydowana większość uczestników, którzy w relacjach z tego biegu dziękowali współtowarzyszom za wspólne kilometry, za spędzony razem czas, i tylko gdzieś tam jakby mimochodem wspominali o przebytym dystansie, czasie czy miejscu.
Napisałem, że moje bieganie do końca normalne nie jest 😉. Chcecie dowód ? Po zakończeniu biegu, pojechaliśmy na nocleg do pobliskich Pabianic. A że w pobliżu hotelu był stadion lekkoatletyczny, jakoś tak z niczego, przed snem zrobiłem sobie osiem kilometrów, a przed śniadaniem dołożyłem półmaraton, bo wewnętrznie czułem wyrzuty sumienia, że na Dobie biegałem tylko 21 godzin zamiast 24h 😂. I chyba naruszyłem jeden z zakazów biegania po bieżni, bo z tego co zrozumiałem, był tam zakaz biegania w ... szampańskim nastroju 😉. A u mnie bieg zawsze uwalnia pokłady radosnej energii 😂.
I na koniec coś bardzo optymistycznego. Pisząc te słowa, do następnego Ultramaratonu Leśna Doba już tylko 363 dni. Myślą przewodnią relacji z ubiegłorocznej ULD był opis zawodów, teraz skupiłem się na uczestnikach. Co będzie głównym akcentem w relacji z przyszłorocznej Doby ? Macie jakieś pomysły ?
W relacji wykorzystałem własne zdjęcia, a także zdjęcia autorstwa Ewy i Dariusza Czyrnków oraz Adriany Tomali.
Dzięki Jacku za super spędzony czas. Myślę, że ta nasza grupa na swój sposób jest wyjątkowa , z niecierpliwością czekam na kolejny nasz wspólny bieg.
OdpowiedzUsuń