Przejdź do głównej zawartości

Przyrodniczo – Historyczna Trasa Rowerowa KU SŁOŃCU, oczywiście na biegowo

Chciałbym zaprosić Was do podróży po bardzo tajemniczej, ale i bardzo ładnej krajobrazowo trasie po miejscowościach Gminy Kołobrzeg. Dlaczego piszę tajemniczej ? Otóż nie znalazłem jednego kompletnego opisu tej trasy czy też porządnego tracka – opisy wskazują na kilometraż od 33 do 40. Są tablice lub wskazówki, które autentycznie wprowadzają człowieka w błąd. I z tym wszystkim ja, biegaczo-truchtacz musiałem się zmierzyć 😅.

Trasę rowerową postanowiłem pokonać na biegowo, oczywiście zaopatrując się w smartfona z google maps, zegarek z wgranym trackiem z traseo (jak się okazało zawierającym błędy) oraz słynną białą karteczką, gdzie zapisałem na co przede wszystkim mam zwracać uwagę 😂😉.

Udało się, chociaż na trasie czekało na mnie sporo niebezpieczeństw i … pokus. 



Najtrudniejsze w tym wszystkim były puszczone wolno czworonogi. Mijałem sporo wiosek, z pootwieranymi bramami gospodarstw, gdzie na porządku dziennym były wyskakujące psy. Raz nawet pomógł mi przypadkowy kierowca, bo piesek był wyjątkowo głośny i nieustępliwy.

Rozpocząłem w dżdżysty wiosenny poranek w miejscowości Grzybowo, zgodnie zresztą z tym, co znalazłem na oficjalnej stronie Gminy Kołobrzeg.

Trasa kompletnie bez niespodzianek, prosta niczym z bicza strzelił. Asfaltowa ścieżka prowadziła raz bliżej nadmorskiego lasu, raz bliżej drogi. Nie licząc instalacji przedstawiającej gigantyczne rowery usytuowanej blisko jednej z restauracji i wskazówek z numerami kolejnych zejść do morza, o tak wczesnej porze mogłem mieć całą trasę dla siebie.




Zapomniałbym wspomnieć, że jeden z napotkanych drogowskazów informował o plaży naturystycznej, ale o tak wczesnym, zimnym i deszczowym poranku, wokół było pusto i cicho.


 Po kilku kilometrach takiego jednostajnego biegu zbliżyłem się do miejscowości

DŹWIRZYNO

Była to zdecydowanie największa miejscowość na trasie Ku słońcu. Na jej obrzeżach minąłem leśny teren z urządzeniami do ćwiczeń. Potem piękny fragment, w którym ścieżka z asfaltowej zrobiła się drewniana lub drewnianopodobna. Był i piękny taras z widokiem na plażę i morze.



Przede mną był jednak spory odcinek do pokonania i po chwili na podziwianie widoków ruszyłem w stronę centrum miejscowości. Moim kolejnym celem był most nad Kanałem Resko i port.





I tutaj pierwsza niemiła niespodzianka. Wielka tablica z nazwą szlaku usytuowana została ze złej strony mostu, w miejscu gdzie szlak w ogóle nie wiedzie. Skoro twórcy szlaku piszą, że w okolicy mostu robimy zwrot, to umieszczenie tablicy w złym miejscu zachęca do biegnięcia lub jazdy dalej w kierunku Rogowa.


Ale ja już ten błąd popełniłem parę dni wcześniej i teraz byłem już bogatszy o te doświadczenia. Skoro w tył zwrot, to w tył zwrot i skręt w ulicę J. Krasickiego. Ulicę widmo 😱. Nazwa tej ulicy figuruje na przydrożnych mapach, w opisach szlaków i na … oficjalnej stronie Gminy Kołobrzeg. Sęk w tym, że została ona zmieniona na … Jachtową. I takie tabliczki widnieją na domostwach i firmach. Ale i tę niedogodność już wcześniej rozpracowałem.


Biegnąc zatem ulicą Jachtową zmierzałem do przystani jachtowej i wypożyczalni sprzętów wodnych nad jeziorem Resko Przymorskie. Bardzo urokliwe miejsce, które o tak wczesnej porze powitało mnie wszechobecną ciszą, nie licząc odgłosów latających mew.





I tutaj także proszę się nie zwieść znakom, które w ogóle nie doprowadzają nas do przystani. Opis swoje, znaki swoje. Ale warto odwiedzić to miejsce, pobyć trochę na małym molo, poprzypatrywać się zacumowanym żaglówkom, posłuchać i poobserwować wszelkiej maści ptactwo wodne.

Potem kolejny zwrot i powrót na szlak. Wracamy do ulicy Słonecznej i po krótkiej chwili skręcamy w ulicę Sportową, aby ostatecznie znaleźć się na ulicy Piastowskiej. Oznakowanie w tym miejscu jest takie sobie, stąd celowo wymieniam nazwy ulic.

Podsumowując, Dźwirzyno jest zdecydowanie największą miejscowością na szlaku z ciekawymi miejscami do podziwiania, jednak oznakowanie szlaku, który zamierzałem pokonać pozostawia wiele do życzenia.

Moim następnym celem biegowym była miejscowość

KARCINO

Ale zanim tam dotarłem minąłem olbrzymiej wielkości torfowisko oraz przekroczyłem urokliwy mostek na rzece Błotnicy. Z tablicy informacyjnej przeczytałem, że rzeka ta obfituje w liczne gatunki ryb, w tym szczupaka, który jest w herbie mojego Rybnika.



Rozległe pola, pasące się bydło, a w tle farmy wiatraków, które na całym szlaku były stałym elementem krajobrazu.

Szlak prowadził mnie obok miejscowego kościoła, remizy ochotniczej straży pożarnej, potem zmierzał w kierunku budynku szkoły z 1932 roku.








Na zupełnym krańcu miejscowości znajdowała się stacyjka kolejowa. Stacyjka na której czas jakby zatrzymał się w miejscu. Stąd z niemałym zaskoczeniem przeczytałem, że jest ona cały czas czynna i można stąd się dostać do Koszalina czy Szczecina.


Zmierzałem w kierunku miejscowości

SARBIA

Jednak wcześniej napotkałem kolejną farmę wiatraków i pierwsze nieśmiałe próby przebicia się słonka zza gęstych chmur, wszak nazwa szlaku zobowiązuje 😉.




Na mojej drodze kolejny kościół, kolejna remiza OSP i bardzo liczne bocianie gniazda. Jak się dowiedziałem znajdowałem się dodatkowo na Szlaku Bocianich Gniazd.










Tak jak szybko dotarłem do Sarbii, tak szybko ją opuściłem. Minąłem jeszcze most na Dębosznicy i okazały budynek z cegły, którego przeznaczenia nie udało mi się ustalić.



Po Sarbii przyszła kolej na

DRZONOWO

W miejscowości miał się znajdować park dworski i dwór. Z zaciekawieniem szukałem tych obiektów na trasie, ale ich nie napotkałem, a przecież biegłem, a nie jechałem na rowerze czy samochodem. Jeżeli były,  to aż się prosiło, aby zrobić jakąś porządną tablicę informacyjną lub kierunkowskaz. A tak po minięciu bezkresnych pól, dobiegłem do miejscowości




NOWOGARDEK

Z kronikarskiego obowiązku dodam, że w miejscowości tej znajdują się kopalnie piasku i żwiru, ale szlak prowadził obok olbrzymich pól rzepaku i ładnie utrzymanego miejsca rekreacyjnego z boiskiem, placem zabaw i wiatą.






Znak kazał mi skręcić i wśród łąk udać się do miejscowości

STARY BOREK





Tutaj track kazał mi biec prosto, natomiast znaki szlaku wskazywały skręt w prawo do miejscowości

NOWY BOREK



Zaufałem znakom i po minięciu w większości bardzo starych budynków, wbiegłem do lasu, a tam napotkałem zniszczony cmentarz ewangelicki z połowy XIX wieku. W chwili zadumy przyjrzałem się temu miejscu i poczytałem informacje zawarte na tablicach informacyjnych. Po pokonaniu kolejnego kilometra nastąpił powrót do miejscowości Stary Borek. Tutaj przy jeziorze Borek, mogłem zapoznać się z legendą o Diabelskiej grobli.












Potem jeszcze minąłem tak rzadko spotykane Szkolne Schronisko Młodzieżowe, stację kolejową i zgodnie z oznakowaniem szlaku, polną drogą skierowałem się na 

GRZYBOWO





Biegnąc w kierunku Grzybowa napotkałem stadninę koni i zapoznałem się na jednej ze szlakowych tablic z informacją o bałtyckim złocie czyli bursztynie.




Szlak zakończyłem tam gdzie go rozpocząłem czyli w Grzybowie. Jednak nie byłbym sobą, gdybym jego zakończenia nie uczcił na plaży. Licznik wskazywał na 36,5 przebiegniętych kilometrów.




Wychodząc z plaży doczytałem, że niektórzy autorzy opisują początek szlaku w Kołobrzegu. Stąd tytułem wychłodzenia zrobiłem sobie 3 kilometry tam i z powrotem, ale tu szlak nie miał specjalnie nic do zaoferowania poza asfaltową ścieżką biegnąca wzdłuż nadmorskiego lasku do samego Kołobrzega.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

ULTRA BŁATNIA 24H CHARYTATYWNIE DLA KAZIA

  Ultra Błatnia 24 h miała swój mały jubileusz. Była to dziesiąta edycja i mój dziewiąty w niej udział. I zawsze, gdy potem piszę relację zauważam pewien fenomen, ale i paradoks. Ci sami organizatorzy (Madziu, Mati i Grzesiu – wybaczcie 😉, to nie jest przytyk), prawie ta sama trasa, w większości ci sami wariaci, którzy dwa razy do roku spotykają się przy słynnej wiacie w Jaworzu, nawet bufet tak samo doskonały 😋. A ja pisząc swoje wrażenia ze startu mam ten sam dylemat. Nie o czym tu znowu pisać, ale co wyrzucić, żeby relację zrobić krótszą, żeby nawet najwięksi fani mojego „talentu” wytrwali do końca opowiadania 😀. Nie inaczej było i tym razem. Mój przyjazd był w pewien sposób symboliczny. Koniec grudnia operacja łąkotki. Miesiąc później pierwszy asfaltowy start na „Dzikim Ultra”, tydzień później treningowe pohasanie z orgami po trasie biegu „Leśny Lament” (zawody 26 kwietnia) i wreszcie to co tygrysy (a może lwy😉) lubią najbardziej, kolejny tydzień i pierwsze górskie bieg...

ULTRA ZADEK - Dziki Orła Cień czyli 70 km na … kijkach

  Trzecia edycja Ultra ZADEK i mój trzeci w niej udział. O moich poprzednich startach w Key-Key napisałem już tysiące słów i pewnie teraz mógłbym napisać ponownie sążnistą relację. Ale całkiem niedawno przysłuchując się pewnej ważnej dla mnie dyskusji, ważnych dla mnie osób usłyszałem, że kluczowe jest … usystematyzowanie przekazu, cokolwiek to znaczy 😉. A dla Reclika znaczy to tyle, że z perspektywy trzech kolejnych startów można tę moją relację trochę … uporządkować, co nie znaczy, że stanie się przez to … krótsza 😀. Zdjęcie ze strony biegu  Stąd moi Drodzy Czytelnicy, cała prawda o ZADKU w … 15 punktach. Kolejność nie ma znaczenia, a może i … ma 😉. 1.     WYŻYWIENIE czyli zaczynamy od sprawy najważniejszej. Na te zawody nie trzeba brać niczego do jedzenia i mówi Wam to ... Reclik. Nie potrafię ogarnąć do końca proporcji między zadkowym bieganiem a zadkowymi bufetami 🤔😉. A w zasadzie co na ZADKU czemu służy 😂. Idealne rozmieszczenie bufetów co 10 kilometr...

10. Jubileuszowy BIEG O ZŁOTĄ SZYSZKĘ

  Wstyd mi to przyznać, ale co roku na „Bieg o Złotą Szyszkę” wybierałem się jak sójka za morze. Zawsze coś stawało na przeszkodzie, abym pojawił się na starcie tego biegu, którego start zlokalizowany był w Bystrej - urokliwej miejscowości w Beskidzie Śląskim. Wreszcie postanowione, na dziesiątej, jubileuszowej edycji nie może mnie zabraknąć 😀. Gdy wyjeżdżałem rano z Rybnika, termometr wskazywał tylko cztery stopnie na plus, ale ostre słońce i błękitne niebo zwiastowały piękną pogodę. Gdy GPS pokazywał niecały kilometr do biura zawodów, zaparkowane gęsto samochody były najlepszym dowodem na to, że poruszam się we właściwym kierunku 😀.  Swoje pierwsze kroki skierowałem przed Hotel Magnus Resort. Byłem w Bystrej pierwszy raz w życiu, ale dokładnie trzydzieści lat temu, w tym miejscu, kręcony był finał teleturnieju organizowanego przez TVP Katowice „Matka i Córka”, w którym wystąpiły ... moja teściowa i moja żona. Ciekawe, czy ktoś pamięta jeszcze ten teleturniej ? Stąd przed...