Przy całym moim szalonym podejściu do biegania, w wielu sprawach pozostaję dosyć tradycyjny. Staram się pamiętać o ważnych datach z historii Polski i Śląska i czcić je najlepiej jak potrafię czyli na biegowo.
Stąd też co roku, 1 sierpnia, robiłem sobie symboliczne 6,3
kilometra dla uczczenia rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego, poza rokiem
2020, gdy startowałem w Ultramaratonie Powstańca w Wieliszewie. I tak jakoś
kilka tygodni temu, planując kalendarz startów na trzeci kwartał, zaświtała mi
w głowie myśl, a gdyby tak samemu pobiec dystans „trochę” dłuższy - 63
kilometry, odpowiadający dniom trwania Powstania.
Nieśmiała początkowo myśl nie dawała mi spokoju. Zacząłem
zastanawiać się czy gdzieś w okolicy Rybnika nie ma jakiejś „Warszawy” ? Nie
wiem czy wiecie, ale samych Warszaw w Polsce jest aż 34. Najczęściej są to
przysiółki lub części wsi, z czego nie wszystkie są to nazwy oficjalne, czyli
zatwierdzone urzędowo.
Warszawy w najbliższej okolicy nie znalazłem, ale znalazłem
za to ulicę „Do Warszawy” we wsi Górki Małe w Gminie Brenna. Jak się to
wszystko pięknie złożyło – patriotyczne bieganie oraz jakże ukochany kierunek
biegu czyli w stronę gór. Nie pasował jedynie założony przeze mnie kilometraż.
Do symbolicznych 63 kilometrów, kilku kilometrów brakowało, ale i na to znalazł
się sposób. Syn przeprojektowując tu i ówdzie moją trasę, dołożył parę
kilometrów i przynajmniej w teorii wyszło 63 kilometry. Ile wyjdzie w
rzeczywistości, na to musiałem poczekać do dnia biegu.
Pewnych spraw nie pozostawiam przypadkowi i w połowie
czerwca maszerując w towarzystwie Marioli na Równicę, zboczyłem lekko z trasy i
zobaczyłem czy docelowe miejsce mojego biegu posiada jakiekolwiek oznakowanie.
Trafiłem na jedną, jedyną trochę zabrudzoną tabliczkę na tej jakże króciutkiej
uliczce prowadzącej w zasadzie … donikąd, bo nazwa „Warszawa” choć widnieje na
kartograficznych mapach jako maluteńki przysiółek we wsi Górki Małe, to jednak
w żaden sposób nie jest oznakowana, a przepytani na tę okoliczność napotkani
wtedy mieszkańcy robili wielkie oczy na stwierdzenie, że mieszkają w …
Warszawie 😉.
A że w swoim magicznym plecaku mam dosłownie wszystko, o czym niektórzy z Was zdołali się już przekonać 😉, parę chusteczek i tabliczka kierunkowa lśniła wtedy jak nowa i miałem nadzieję, że tak też będzie wyglądać, gdy ponownie 1 sierpnia zawitam w to miejsce.
Dzień przed startem spakowałem mój biegowy plecak w …
najpotrzebniejsze rzeczy i spokojnie ułożyłem się do snu. Oczywiście nie mogło zabraknąć koszulek z okazjonalnych biegów z rocznic Powstania Warszawskiego.
Takie biegi lubię najbardziej. Bez stresu czy limitów czasowych. Trochę brakowało mi towarzystwa, ale nie robiłem mojemu biegowi specjalnej reklamy, bo wiadomo, najlepiej jak pierwszą edycję zrobię sam i wychwycę wszystkie niedoróbki 😅.
We wtorek 1 sierpnia z samego rana, spod samiuśkiego domu
wyruszyłem w … nieznane. Wszyscy, którzy mnie znają wiedzą, że nie ma krzty
przesady w tym stwierdzeniu. Dla mnie każdy bieg to podróż w nieznane, a
zarazem wiele niespodzianek i improwizacji, które są nieodzownym elementem
mojego radosnego truchtania 😂. Jak się potem przekonałem, nie inaczej było i tym
razem.
Oczywiście pierwsze kilometry były mi znane, w końcu od blisko
30 lat trasę dom – Rynek - Urząd Miasta, gdzie pracuję, pokonuję na rowerze.
Rano taka tu cisza, pusto. I oczywiście przedwojenny burmistrz mojego miasta
Władysław Weber witający wszystkich zmierzających do urzędu.
Piękny kompleks szpitalny Juliusza (wszystkim polecam odwiedzić Edukatorium) i paręset metrów dalej coś z czego Rybnik słynie w całej Polsce – jedno z 45 rond.
Dalej obiekty Kopalni „Chwałowice” i przepiękny wchód słońca nad rybnickimi hałdami.
Ani się człowiek nie obejrzał jak minął dwie gminy : Świerklany i Mszanę.
Następne na mej drodze było drugie po Rybniku, największe miasto Subregionu Zachodniego : Jastrzębie-Zdrój.
Tutaj po raz pierwszy miałem małe zawahanie czy lecę we właściwym kierunku : ulica Rybnicka i Stodoły (tak nazywa się jedna z dzielnic Rybnika). Już chciałem to poddać głębszej analizie, ale zobaczyłem na drzewie biegowe wstążki 😉😅, więc uspokojony pobiegłem dalej (były to jedyne wstążki, które spotkałem na trasie).
I wtedy znienacka dopadła mnie „klątwa Reclika” 😱😉. Autorką tego pojęcia jest moja znajoma Justyna, a polega ono mniej więcej na tym, że ilekroć Reclik wybiera się w góry to zaczyna lać. Początkowa mżawka zamieniła się w spory deszcz, a ja biegnąc przez jastrzębskie uliczki stwierdziłem, że chyba nie znam innego miasta, gdy w takiej bliskości znajdują się kopalnie i ogromne połacie pól uprawnych.
Kolejną napotkaną gminą na mej biegowej trasie były Pawłowice, a w zasadzie wieś leżąca na terenie tej gminy – Golasowice. Napiszę krótko, wsi moja sielska anielska, takie słowa ułożyły mi się w głowie, gdy przebiegałem po jej terenie. Urokliwe stawy, lasy, wszędzie cisza i spokój.
Zmieniła się gmina. Teraz znalazłem się na terenie Strumienia, ale nie zmieniły się krajobrazy. Człowiek już miał trochę kilometrów w nogach, więc krótka przerwa w wiejskim sklepiku dobrze mi zrobiła. Tym bardziej, że wkroczyłem i inny świat. A w zasadzie w … Nowy Świat. Wszyscy na pewną wiedzą, że taka ulica jest w Warszawie, ale czy wiedzieliście że jest także w Gminie Strumień ? Jeśli nie, poniżej kilka zdjęć z tej ulicy i … ja na Nowym Świecie 😉.
Zaliczając kolejne kilometry, znalazłem się w takim jakby baśniowej krainie. Mnóstwo stawów, mnóstwo lasów, rzeczki, słowem „Wodna Dolina”, bo taką też nazwę miało gospodarstwo agroturystyczne ulokowane w środku tego obszaru (przepraszam za lokowanie produktu). To był też fragment trasy, gdy było miejscami bardzo miękko, wręcz błotkowo – ale ja przecież lubię takie klimaty 😅.
I tak sobie wesoło biegnąc (bo deszcz jakby mniej padał) wśród szpalerów drzew, dobiegłem od tyłu do Ochab.
Specjalnie piszę „od tyłu”, bo Ochaby mijamy z okien samochodu poruszając się w kierunku Ustronia i Wisły. Z jednej strony jest duży Park Rozrywki i Edukacji będący połączeniem dinoparku, prehistorycznego oceanarium oraz parku miniatur, zaś z drugiej strony dużą stadninę koni. Ja wybiegłem od strony stadniny, była więc okazja chociaż przez chwilę przyjrzeć się temu miejscu.
A potem już królowa polskich rzek – Wisła. Piękny kilkukilometrowy odcinek biegnący wzdłuż jej brzegów. Deszcz znowu się rozpadał. Tak więc poza nielicznymi rowerzystami cała trasa była tylko dla mnie i tak aż do Skoczowa.
Długo broniłem się przed założeniem kurtki przeciwdeszczowej, ale w końcu ustąpiłem. Lało już naprawdę porządnie.
Przebiegłem nad E 75 i wbiegłem do Gminy Brenna. A właśnie tam jedna z tworzących ją wiosek „Górki Małe”, a w zasadzie jedna z jej uliczek stanowiła cel mojego biegu.
Mimo sporego opadu, mimo małego zmęczenia, truchtałem sobie bez większych niespodzianek. Zaliczyłem co drobne pomyłki, ale nie przekraczały one ze stu metrów. I chyba to wszystko spowodowało, że za bardzo się … rozluźniłem 😀. Wbiegłem do Górek Wielkich, po raz drugi na swej drodze napotkałem ulicę Nowy Świat i … ogarnęła mnie głupawka 😉. Zamiast kierować się zdrowym rozsądkiem, ja zacząłem analizować wskazania Garmina, potem googla na smartfonie, a każdy z nich wskazywał coś innego. Po chodniku biegałem sobie w ulewie tam i z powrotem, nabijałem kilometry, a osoby które czekały na przystanku autobusowym i mijający mnie patrol policji, musieli mieć niezły ubaw 😂. Przy tej okazji muszę napisać jedno, trochę to wstyd, że Brenna, która od wielu lat jest miejscowością wypoczynkową ma tak mało chodników. Ma sporo różnych atrakcji, ale chyba trzeba do nich podjeżdżać samochodem, bo wąska droga i brak w wielu miejscach nawet zwykłych poboczy powoduje, że na biegowo, a nawet rowerowo trudno poruszać się po tej gminie.
W końcu powiedziałem sobie dość, zawierzyłem … mojemu instynktowi 😉 i zawitałem prawidłowo do Górek Małych. Widok na szczyty był taki sobie, ale też czego oczekiwać przy niezłej ulewie.
Skręt z głównej drogi i pierwszy kierunkowskaz wskazujący cel podróży. Niestety jak go nie zauważyłem. Otrzeźwiło mnie dopiero, gdy do deszczu dołączył drobny grad 😱. Powrót na właściwą trasę, sporo pod górę i znajomy widok Kapliczki na Żarnowcu.
A zaraz potem ostatnia uliczka w drodze na Równicę. Ostatnia, ale pod jakże intrygującą nazwą „DO WARSZAWY’. Przebiegłem 64 kilometry (w planie było 63), aby dotrzeć do tego jednego, małego słupka z nazwą ulicy. To był mój, indywidualny pomysł na uczczenie rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego. I te słowa „BIEGNĘ, PAMIĘTAM, DZIĘKUJĘ” zapisane na mojej koszulce. W zasadzie nie trzeba pisać niczego więcej. Jestem naprawdę zadowolony, że mój trochę szalony pomysł doczekał się realizacji i mogłem w ten sposób uczcić tę ważną dla Polski rocznicę.
Staram się być widoczny podczas pokonywania różnych dystansów. Stąd oprócz elementów odblaskowych na moim stroju biegowym, zabrałem ze sobą odblaskowy pasek z mojego miasta. I ten pasek zostawiłem na znaku z nazwą ulicy, jako swój ślad obecności w tym miejscu.
Dziękuję mojej Rodzince za umożliwienie mi zrealizowania tego pomysłu. Piotrkowi dziękuję za przygotowanie tracka według moich zaleceń, za znalezienie dodatkowych kilometrów, tak aby dystans wyniósł 63 km. Przepraszam, że znowu pewne fragmenty zrobiłem „po swojemu”. Marioli dziękuję, że czekała na mnie na mecie, dzięki czemu nie musiałem z buta wracać w tym deszczu do domu. A Moniczce dziękuję, że z perspektywy Krakowa dzielnie trzymała za mnie kciuki. Dziękuję także moim Przyjaciołom ze Smaków Biegania za dobre słowo i wsparcie.
Ps. Jeśli przebrnęliście moją pisaninę, proszę Was o symboliczne wsparcie Eweliny w Jej walce ze stwardnieniem rozsianym
Ewelina to fantastyczna dziewczyna, która na wózku z fantastyczną
ekipą, której jestem członkiem, zalicza kolejne szczyty. Jest dla mnie przykładem,
że nie wolno się poddawać, a wręcz przeciwnie warto mieć marzenia i zarażać
nimi wszystkich wokół. Ewelinko moje kilometry z dzisiejszego biegu DO WARSZAWY
lądują na koncie zrzutki.
Jak to się przyjemnie czyta 😀. Aż chciałoby się ubrać i pobiec. Jak będziesz robił druga edycje to koniecznie musisz to zareklamować. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję za taką ocenę. Co do biegania ze mną 😉, jeśli Jesteś zwolennikiem truchtania i zwiedzania w jednym, to w przypadku kolejnego "biegu do Warszawy" dam informację wcześniej 😅👍
UsuńWszystkie Twoje relacje beż względu na długość czyta się jednym tchem. Czas pomyśleć o książce 😊
OdpowiedzUsuńFajnie, że są jeszcze osoby, które lubią czytać, fajnie że są osoby, które lubią czytać moje relacje 👍. A co do książki, to może pomyślę o niej jak przejdę na biegową ... emeryturę 😉
Usuń